poniedziałek, 10 września 2018

No to chlup

Co to znaczy pojechać do Rygi tłumaczyć chyba nie muszę? A ja z własnej i nie przymuszonej woli pojechałem. Cel wizyty taki jak w Rumunii. Uczelnia to tym razem Instytut Transportu i Telekomunikacji. O uczelni tradycyjnie na koniec.
Zacznę od tego gdzie mieszkamy. Hotel się nazywa Ibis i jest z tych Ibisów. Jest w centrum miasta, 10 minut od starówki. W pobliżu hotelu jest piękna reklama (prawie jak na Trafalgar Square lub Shibuya Crossing). W efekcie hotel ma kilka wersji kolorystycznych:


Co do samej Rygi, to kontrast pomiędzy pięknie odnowioną starówką, a Moskiewskim Przedmieściem, gdzie mieściła się uczelnia był powalający. Skoncentrujemy się więc na starówce.


Jest ładna, zadbana, niestety nie można powiedzieć, że czysta. Są kosze na śmieci, ludzie do nich śmieci wrzucają  ale gdzieś zgubili sie ci, którzy te śmieci z nich zabierają. (Zdjęć śmieci nie będzie).




Sporo kamieniczek się nazywa i stanowi kamienie milowe programów wycieczek. Faktycznie są to jedne z ładniejszych domków. Nazw podawać nie będę gdyż nie chce mi się po raz kolejny sprawdzać. I tak nikt nie zapamięta.


Chyba lubią koty.




Mają niesamowicie dużo kościołów. Tak duże nagromadzenie, na tak małym obszarze, tak dużych kościołów to mi się chyba jeszcze nie zdarzyło. To są dwa wybrane, które się dały sfotografować.


Większość się nie daje sfotografować. I nie żeby się ruszały, robiły miny czy coś takiego. Z jakiegoś powodu obudowali je dość gęsto domami. To teraz bolesny zestaw najważniejszych budowli. Trzej bracia:


i dom bractwa czarnogłowych nie to spiczaste tylko to pierwsze od prawej)




Jeszcze mi się zawieruszyły mury miejskie, a właściwie ich resztka


i kilka domków


Z ciekawostek maja smoka. Niestety nie dal się zdemontować, zresztą ludzie patrzyli. A szkoda. Fajnie by wyglądał w ogródku.


Czterech muzykantów z Bremy z Bremy i najbardziej kretyńskiego misia świata. Miś wygrał.


Łotysze naprawdę dużo piją. Widok osobnika, który walczy ze sztormem niestety nie należy do rzadkości. Scenki rodzajowe jakie widzieliśmy:
Podjeżdża młody chłopak rowerem pod "alus stację", kupuje litr piwa do butelki (plastik sprzedają w stacij jakby ktoś nie miał), upija łyka lub dwa, resztę mocuje jak bidon i rusza w trasę.
Przychodzi pani do sklepiku z alkoholem, wskazuje plastikowy kubek, który ja interesuje, pani odkręca butelkę, odmierza setkę czystej, wlewa do kubka, dodaje puszkę coli. Osób z plastikami, które kojarzą mi sie tylko z piwem widziałem sporo. Kubki wyglądały na prawie puste... Pani, która obsługiwała wyglądała na osobę, której w pracy zachciało się pić, a pod ręką było wszystko oprócz wody.
Wiemy to wszystko, bo wtapiamy się w środowisko. "Ogródek piwny" oferuje tyle gatunków piwa, po takiej cenie, że grzechem było nie skorzystać.

Budowla po lewej też powstała jako dar od bratniego narodu. Na dole (schowany za drzewami i wiaduktem) wygląda prawie przyzwoicie im wyżej tym faktura ściany bardziej mi przypominała piramidy w Angkor. Mieści się w nim Akademia Nauk Łotwy.

Podwójne pozdrowienia (bo wczoraj zapomniałem) dla ślimaków i rybek akwariowych.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz