Pierwszy dzień nurkowy. Oczekujemy żółwi, jaskiń,
widoczności prawie jak w Egipcie. Po śniadaniu ruszany do bazy – jakieś 700 m
plażą od naszego hotelu. Doszliśmy i oczom naszym ukazał się las... Nie przepraszam, to nie ten film. I oczom naszym ukazał się ponton zaparkowany
około 20 m od brzegu i łódź, kolejne kilkadziesiąt metrów dalej. Aha, będą nas podwozić pontonem na łódź.
Na samym brzegu
stała taczka wypełniona balastem.
Przebraliśmy się w pianki i tu pierwsza niespodzianka. Plan
jest taki, że klarujemy sprzęt, zanosimy sprzęt i plecaki na ponton, a my sami
leziemy na łódź. No dobra. Jak już się jakoś na tej łodzi usadowiliśmy to
odkryliśmy brak butli na wymianę i zaczynaliśmy powoli wietrzyć podstęp. Po
chwili przyciągnęli nam ponton.
Wprawdzie miał silnik ale widać nie chcieli hałasować.
Podstęp polegał na tym, ze na pontonie były butle, które
trzeba było rozładować – jakieś 30 parę. Dodajcie do tego 28 już sklarowanych.
Taka 12 litrowa butla w której jest powietrze pod ciśnieniem prawie 200 atm, to
nie są wbrew pozorom 2 kg tylko 20 kg. Przerzuciliśmy, co było robić.
Całkiem ładne klify mają na Zakynthos.
Zwiedziliśmy je płynąc na nurkowisko.
A tam trzecia niespodzianka. Przydział divmasterów. Grupa pierwsza – Costas – szef bazy, grupa druga – Maria – hiszpanka, grupa trzecia... nurkuje sama. W efekcie grupa trzecia robiła co chciała jako pierwsza, grupa druga zgubiła divmastera, a grupa pierwsza, która stała się ostatnią pływała na luzie w płytkiej wodzie.
Czy muszę pisać, ze trzeba to było jakoś rozładować? Wiesia,
siedziała na pontonie i podawała wszystko, co było do zabrania. Butle też.
Wiesia waży mniej więcej tyle co 2 butle…
Pod wodą nie było nic poza kilkoma kamlotami. Nurka muszę
zaliczyć do udanych. Najmniej udanych ale zawsze udanych. Patrzymy na plusy. Każdy się
wynurzył.
Znajdź przynajmniej jedną różnicę pomiędzy nurkowaniem w
Grecji i na Filipinach. Jeżeli nie wiesz jak się to robi na Filipinach to rzuć okiem na ten wpis National Geographic