Skoro nie nurkujemy to zwiedzamy. Pierwotnie mieliśmy
pojechać z lokalnym polskim biurem ale biuro nie potrafiło w rozsądnie krótkim
czasie podjąć decyzji czy chce nas
zabrać tego dnia którego chcemy czy trzyma się swoich dni wycieczkowych (braliśmy
całego busa). Nie to nie. Wypożyczyliśmy 2 samochody (taki na 7 i taki na 4
osoby), chyba 8 quadów i ruszyliśmy w świat. Celem była stolica, wyspy, Zatoka
wraku, Błękitne groty i co się tam jeszcze napatoczy.
W Zante podziwiać za wiele się nie da. Nawet klimatu
greckiego miasteczka na wyspie nie było. W
porcie można było kupić rybki i inne stwory. Pojawiła się koncepcja
nabycia kilku i zabrania ze sobą celem sfotografowania w warunkach naturalnych czyli
pod wodą.
W porcie cumował prom. Całkiem spory. Takie promy wycieczkowe
mają pewną wspólną cechę. Otóż wożą one ludzi, a ci ludzie zamiast siedzieć nad
jednym z basenów, chodzić na masaże, grać w co tam się da grać na takim
wycieczkowcu, to wysiadają na takich wysepkach i oglądają co popadnie.
Wpadliśmy na pomysł odwiedzenia zamku. Oni też, tylko
wcześniej. Ile autokarów potrzeba do przewiezienia tysiąca ludzi? Kto
przypuszcza, że uliczki w greckich miastach były zaplanowane na takie sytuacje?
W sumie źle nie było. Po jakiś 30 minutach udało się uwolnić. Zamku nie
szturmowaliśmy.
Wrak jest atrakcją wyspy, a Grecy nie chcą się przyznać, że sami go tam zawlekli.
Poza jednym zabłądzeniem
trafiliśmy bez przeszkód. Oznakowanie jest delikatnie mówiąc słabe. Na punkt widokowy poszliśmy szeroką dróżką,
która stawała się coraz węższa, aż przeszła w pozostałość strumyka. Nikt nie zleciał, widok był super ale chyba to nie był punkt widokowy.
Poza jednym zabłądzeniem
trafiliśmy bez przeszkód. Oznakowanie jest delikatnie mówiąc słabe. Na punkt widokowy poszliśmy szeroką dróżką,
która stawała się coraz węższa, aż przeszła w pozostałość strumyka. Nikt nie zleciał, widok był super ale chyba to nie był punkt widokowy.
Z wraku pojechaliśmy na obiad, na którym odebraliśmy wiadomość od grupy zwiadu na quadach, że jest tak duża fala, że nie wypuszczają łódek do grot. Nie pozostało nic innego jak wrócić do domu. Przed powrotem ponownie uwieczniliśmy wrak, a czasami nawet siebie.
Z jakiegoś powodu, nie skręciliśmy w porę i ruszyliśmy środkiem
wyspy. Jako, że nie ma tego złego…, to wpadliśmy do muzeum oliwy. Muzeum jest
słówkiem nieco na wyrost. Było to tłocznia oliwy z wystawką maszyn od początków
XIX wieku do teraz. Dodatkowo mieliśmy zwiedzanie tłoczni i jak przystało na „prawdziwą”
wycieczkę były zakupy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz