Dzisiaj jest piątek i okazało się że jesteśmy w Albanii a nie w Belgii. Życie. W planach jeep safari i mały trekking w górach.
Góry na wszelki wypadek nazywają się przeklęte. Co do jeep safari to było ale ... Nie mieliśmy jeepów tylko Land Rovery
i nie było safari (niby skąd tu żyrafa?), tylko dzika jazda serpentynami. Praktycznie Z poziomu morza podjechaliśmy na 1555 (wg zegarka)
i zjechaliśmy do Teteh na jakieś 550.
Brzmi niewinnie z tą trasą. Nie wiem czy ktoś zwrócił uwagę, ale na tylnym siedzeniu nie ma okien ani blachy ochronnej tylko rury. Tam wieje. I to nie jest wianie z pieca tylko z zamrażarki. Tak więc przy plus 20 dużo tył zakładał co się dało, żeby przetrwać.
Zanim przejdę do spaceru, to jeszcze słów kilka o trasie. Była malownicza. MIjaliśmy największe albańskie więzienie,
sprzedawców wszystkiego
oraz całkiem sporo pełnoprawnych użytkowników drogi z pierwszeństwem przejścia.
To ruszamy pod górę.
w sumie tylko po to, żeby przejść przez mostek,
który doskonale było widać z dołu
i dla kilku widoczków.
Tak naprawdę to była tylko przygrywka. Spacerek do prawdziwego wodospadu był nieco później.
Żeby nie było, że szliśmy jakąś brukowana alejką. Były przeszkody wodne do pokonania w różny sposób
i było generalnie pod górę po kamieniach, nawet jak zrobili dookoła murek, żeby się nie zgubić.
Trzeba oddać Albańczykom, że trasa był ładnie oznakowana
Daliśmy radę.
Teraz sam wodospad (bez zdechlaków).
Nawet do niego wlazłem i mi nie odpadły nogi.
Z ciekawostek albańskich. We wsi jest tzw. kula - wieża w której mógł się schronić najstarszy syn rodziny aby uchronić się przed zemstą klanu.
Dwa pietra i strych. W środku wygląda mniej więcej tak:
Na koniec kościółek
i ludzie w tradycyjnych strojach.
PS.1.
Dalej próbujemy jeść vege,
ale nam nie wychodzi. Z tej rozpaczy chcieiśmy zamieszkać na przełęczy (zaraz za owieczkami).
PS.2
W Szkodrze nasz hotel był czymś na kształt dodatku do stacji benzynowej. Zjedliśmy najfajniejszą kolację (porównuję z późniejszymi, bo mi się znowu oś czasu rozjechała we wszystkich kierunkach). a do kolacji było lampka wina (albo dwie). Niestety zapomniałem zrobić fotkę obiektowi o dźwięczniej nazwie w Arifi.
PS.3
Żeby nie było, jesteśmy w Albanii i mamy na to dowody.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz