
Jak się wywlecze plecak po roku, to fajne rzeczy można w nim znaleźć. Np mapy itp. cudaki z całkiem innej części globu.
Odnoszę nieodparte wrażenie, że nigdzie nie pojawiła się informacja gdzie nas poniesie. W skrócie, to co chcemy zrobić coś, co da się opisać tak: BZG-WAW-AMS-PEK-MNL-BBS-MNL-PPS-ENI-PPS-CEB-TAG-MNL-PEK-AMS-WAW-BZG.
W języku ludzkim, to lecimy do Pekinu przez Amsterdam, z Pekinu udajemy się na Filipiny, a konkretnie do Manili (same stolice, w sumie mieszka w nich 31 mln ludzi. Straszne.) Następnie mały wypadzik trekkingowy w góry: Batad - Banaue - Sagada i powrót do stolicy gdzie spotykamy się z resztą wycieczki :) . Aby się nam kości nie zastały śmigamy szybciutko na Palawan do Puerto Princesa. To jest jakieś 483 wyspy w lewo i w dół. Z lotniska gnamy do El Nido na byczenie się. Zanim zaczniemy się nudzić śmigamy na podziemną rzekę koło Puerto Princesa i zmieniamy wyspę na Bohol. Tak uczciwie to polecimy do Cebu na Cebu, a następnie wypróbujemy lokalny prom do Tagbilaranu na Bohol, żeby w efekcie zamieszkać na wysepce bez lotniska o nazwie Pangalo. W tym momencie styczeń powinien być już całkiem zaawansowany i nie pozostanie nam nic innego jak śmignąć do domu po drodze zatrzymując się na krócej lub dłużej w Manili, Pekinie i Amsterdamie.
Powiedzcie sami, czy po czymś takim nie należy się kilka dni wolnego na podratowanie zdrowia i złapanie oddechu?
Powiedzcie sami, czy po czymś takim nie należy się kilka dni wolnego na podratowanie zdrowia i złapanie oddechu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz