Dwie godziny to dużo czy mało?
Kierowca samochodu, który miał nas przewieźć w Manili do hotelu spóźnił się o 2 godziny. Może zresztą to hotel go nie wysłał.
Byliśmy po całonocnym locie z Pekinu. Mieliśmy szybko przyjechać do hotelu, zjeść śniadanie, chwilkę się przespać i pójść na spacer po Manili. Jak dojechaliśmy zamiast 8 była 10 i śniadania już nie było, trzeba było się umyć i poszukać czegoś w okolicy. Jak wróciliśmy było dobrze po 13. Człowiek wymaga odrobiny snu. Zamiast około 9 położyliśmy się około 14. Zaszaleliśmy ze spaniem. Prawie 4 godziny po 30 godzinach na nogach. Oczywiście o 18 jest już ciemno. Próbowaliśmy znaleźć jakiś kantor wymiany walut (o 22 jechaliśmy dalej i potrzebowaliśmy peso). W efekcie Witek stracił aparat fotograficzny ze wszystkimi zdjęciami z Chin...
Samolot z Puerto Princesa do Cebu miał dwie godziny opóźnienia.
Po przylocie do Cebu, mieliśmy pojechać na prom do Tagbilaran i dalej samochodem do naszego hotelu. Na drugi dzień miałem umówione nurkowanie. Wypływać mieliśmy o 8:30. W chwili gdy koła samolotu dotykały płyty lotniska ostatni prom odpływał na Bohol. Musieliśmy przenocować w Cebu - nie ma gratisów w takich sytuacjach. Pierwszy prom wypływa o 6:00. Aby dotrzeć w rejon Alona Beach potrzebne są trzy godziny. O nurkowaniu w jednym z najładniejszych miejsc na świecie, można już zapomnieć. Do hotelu dotarliśmy około 14. Pokoi nie było gdyż nie dotarła informacja o tym, że przyjedziemy dzień później, jak już się rozlokowaliśmy, to okazało się, ze musimy zmienić pokój. Około 16 wyszedłem z pod prysznica. Dobrze jest coś zjeść czasami. Późny lunch skończyliśmy około 17:30 (tutaj jedzenia nie robi się w mikrofali). Dobrze, że chociaż zachód słońca dorwaliśmy na plaży.
To były tylko dwa razy po 2 godziny. Straciliśmy 2 dni, wspomnienia, marzenia... Postarajcie się przychodzić planowo na spotkania. Minuty naprawdę łatwo zamieniają się w godziny, dni, tygodnie, miesiące i lata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz