sobota, 9 stycznia 2016

Rejs 2

Bohol nas nie lubi. Całe niebo w chmurach. Oby nie  chciało kropić, bo w tym klimacie tylko parasol się sprawdza (po założeniu kurtki przeciwdeszczowej człowiek jest bardziej mokry niż od deszczu).
No to zwiedzamy. Tym razem wariant amerykański - jeśli dziś sobota, to widzimy wzgórza czekoladowe. 

Pagórki śmieszne ale trochę przereklamowane. 

Leszek ustalił, że to pozostałości rafy, a ja wzorem ludów wschodu uwieczniłem się z górkami.

Kolejny punkt, to wyraki. Małpki wielkości dłoni. 

Żyją sobie na Filipinach, Sumatrze i najbliższej wyspiarskiej okolicy. Wyrak podobnie jak człowiek zaliczany jest do wyższych naczelnych i w związku z tym musi chodzić do pracy. Praca wyraka filipińskiego polega na pokazywaniu się turyście. Głównym zajęciem po przyjściu do pracy jest spanie. 

W nocy polują. Podobno skaczą na 6 m, to tak jakby człowiek skakał na 60 m. Wyczytałem też, ze oczy mają większe od mózgu. W jakiś dziwny sposób przypominają mi niektórych posłów, o posłance nie wspomnę. 
Mam nadzieje że małpki w nocy mogą grasować po tym lesie do woli i nikt ich nie upycha do klatek, żeby w dzień uczepić do krotona lub innego krzaczka.
No to jeszcze tylko lunch na łodzi i do hotelu. Podobno to najlepsze restauracje na Loboc river. Sama rzeka całkiem fajna. Takich szuwarów jeszcze nie widziałem Ciekawe co na to Wodnik. Pewnie by sobie kapelusik z palemki zrobił.

 Okoliczności przyrody jak to na Rejsie były całkiem całkiem. Wprawdzie nie było krowy i drogowskazu do Ostrołęki ale palemek ci u nas było dostatek.

I jeszcze muzyka na żywo. Grał do końca, jak na Titanicu. No dobra, już mu nie dokuczam. Człowiek z czegoś żyć musi.

Za to deseru to by Alfred Hitchcock nie przewidział, ba nawet Bareja. Nagle do naszych uszu doszły dźwięki bębnów, a w środku lasu pojawił się megakrab z wioską u boku, 

a po chwili Faceci w czerni. Czerń na skórze, słomiane spódniczki u pasa. 

Bębny się nasiliły, 

wypełzły dzieci w spódniczkach, statek zacumował, Koreańczycy wybiegli na ląd... 
Się działo. 

  

Wioska powaliła mnie na kolana, przygniotła i przydusiła. Problemem nie rozwiązanym do końca było czy tubylcy do pracy dopływają czy parkują 10 palm dalej, No i czy jest planowana wymiana doświadczeń z mieszkańcami Biskupina. 
A tak poważnie, to żal mi było zwierzaków - węży, jaszczurek, waranów z zaklejonymi pyszczkami, skrępowanymi łapami itd. Były w pakiecie do zdjęć, głaskania i nie wiem czego jeszcze. Do tego momentu rejs mieścił się w kategorii "jak masz czas to popłyń, rzeka całkiem całkiem". Wioska go w moich oczach dyskwalifikuje.
Wieczorem pożegnaliśmy się z Filipinami. Barman dotrzymał słowa i nie zapomnimy B52 jego produkcji.

2 komentarze:

  1. Ha... a ja mam nadzieję,że wyraki nie muszą w nocy głosować i brać udziału w obradach. A swoją drogą zazdroszczę posłom sił, żeby tak noc w noc w pocie czoła pracować.

    OdpowiedzUsuń
  2. @ prawie jak mogwai :D kwestia czy jak poleje się ją wodą, też się przepotwarza. Chcę spódniczkę jak ten dancer, widać że z najnowszej kolekcji i do tego 100% natural :D

    OdpowiedzUsuń