środa, 17 lipca 2019

Dookoła koryta

To znaczy z tym korytem to tak łatwo nie było.
Knajpa była zamknięta na 4 spusty i zabita dechami albo odwrotnie. W każdym razie wejść się nie dało. Dopiero w samym centrum Kority było koryto. Zacznę jednak jak zawsze od początku. Cel: Kole oko Korita. Po naszemu Tour de Korita.

Wycieczka ma w sumie 80 km, z tego 65 po drogach i bezdrożach owego płaskowyżu. Zaczęło się od rzutu okiem na Podgoricę. Niestety jest dość ciepło (+32) i wszystko jest zamglone. Wprawdzie dzisiaj znowu dowiedziałem się że jest chłodno ale przyjmuję, że to kurtuazja.

Punktem startowym kółka jest pomnik. Każdy kto opisuje trasę go wrzuca, to ja też. I jeszcze rzeźba nowoczesna w gratisie.

Oni tutaj walczyli z Turkami. W ramach walki stawiali zameczki. Zameczki tradycyjnie robili na pagórkach.

Potem przychodził wróg, tracił tysiąc chłopa i zamieniał zameczek w ruiny.

Do miejsca gdzie się porzuca samochód i spaceruje 2,5 km na Grlo Sokolova mam z domu około 40 km. Jedzie się tam 1,5 h. Wyobraźcie sobie, że praktycznie nie ma po drodze tych ograniczeń dla hulajnogi, a tu max 40 na liczniku...

Jak człowiek wyrusza po 13, to około 15 koniecznie chciałby zjeść. Wg opisów jest knajpa na początku Kority. I to prawda knajpa jest. Ale zamknięta. Dr Google mówi że jest jeszcze jedna przed samą nawrotką. TO było otwarte.

 Jak już znalazłem Pana, to okazało się, że zna albański. Z obcych serbski. Daliśmy radę. Kiedy ostatni raz jedliście coś takiego:

To białe to zsiadłe mleko. Potem jeszcze doszły pomidory z krzaka, jaja od kury i śliwki z drzewa. Bym się nie zdziwił gdyby zsiadłe mleko było od krowy, która pasła się przy "domku campingowym", a kiełbasa była wędzona 4 chaty dalej. Całość za 8 EUR. Przypominam, że to jedyna knajpa od granicy albańskiej do krawędzi płaskowyżu. Dlatego tak drogo. Termin "krawędź" postaram się przybliżyć fotograficznie. Dodam jeszcze, że wypadki mają miejsce na 1365 m.
Miejsce dość ciekawe.

W ofercie ma również noclegi. Prawdopodobnie są to dwójki. Ten pies, nie jest większy od labradora.

No dobra dalej poszedłem już z psem. Niestety piesek był bardzo dynamiczny i na zdjęciu wyszedł tak. Figura nazywa się "pad na plecy z podwójnym Axlem i machaniem łapami"

Mają tu zwyczaj odgradzania się murkami. Kamyczki prawdopodobnie z pola.



A na szlaku jak na szlaku. Robią czerwone kropki i wiadomo jak żyć.





Jak już dotarłem do Sokolej Perci, to oczom mym ukazała się... ławeczka. A potem jak już się umościłem na ławeczce,

ukazał się widok znajomy ten:

Pagórki po stronie albańskiej mają po 2500 m, te pobliskie 1400-1500, wioska na dole 230. No to se teraz obliczcie ile czasu się spada. Moja krawędź była na 1370. Inne ujęcie ale za to z opisami, wygląda tak:

Górki nazywają sie Przeklęte i są po albańskiej stronie granicy.
Z drugiej strony płaskowyżu płynie, wije się rzeczka Cijeva (ta od Niagary).

I jest prawie jak w Świebodzinie.

Niestety lokalna ludność potrafi spaprać całkiem ładną okolicę stawiając obrzydliwe chatki letniskowe.

Mam nadzieję, że za 20 lat im przejdzie i przerobią to na coś co pasuje. Tradycyjne budownictwo z tego rejonu wygląda mniej więcej tak:

Nareszcie spotkałem zwierzaki. Konkretnie barany z kozami.

Zrobiliśmy sobie selfiaczka.

Były tez konie, a dzień wcześniej krowy. Ale już bez takich czułości.

Jutro Kotor. Kotor, to nie jest duży kot. Kotor to miejscowość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz