Mats pokazał nam dzisiaj norweską wersję aquaparku. Mats jest Norwegiem z krwi i kości. Dorywczo zajmuje się wrzucaniem norweskiej młodzieży młodszej do zimnej wody w ubraniu. Ma opracowany cały program tego wrzucania, co gorsza wspiera go w tym rząd. W streszczeniu chodzi o to, żeby Norweg jak wpadnie do wody nie przeraził się tylko spokojnie dotarł do brzegu. Uczą się pływać w zimnej wodzie w ubraniach, gdyż zaobserwowano, że wody otwarte w Norwegii ciepłe nie są oraz, że nie spotyka się zbyt wielu Norwegów na ulicy w strojach kąpielowych lub nago.
Co do samego aquaparku to powstał sto lat temu z okładem i w niczym nie przypomina tego co jest teraz. Może poza drewnianą zjeżdżalnią prosto do fiordu.
Zjeżdżalni nie ma na zdjęciu gdyż niestety uległa zagładzie kilkadziesiąt lat temu.
W Norwegii konsekwentnie nie udaje się zaobserwować Volvo i w dziwny sposób tankują samochody.
Odwiedziliśmy dach opery. Niezłe lodowisko. Oczywiście zapomniałem, że na mrozie baterie zachowują się źle i końcówkę zdjęć robiłem komórką. Z drugiej strony moje jedyne wyróżnione zdjęcie nie pochodziło z full wypas lustrzanki z ekstra jasnym obiektywem o nieskończonej średnicy tylko z owego Samsunga S4...
Na lewo domki,
na prawo domki,
a na środku Oslofjord.
W Oslo chyba obowiązuje wzór choinki zgodny z tym co ma Król na balkonie. W tym roku szału nie ma. Postawił sobie 2 metry zielonego z kilkoma lampkami. Nawet zdjęcia mi się nie chciało robić. Ta na dworcu była chyba "bardziej ozdobna".
W ogóle w kategorii "dekoracje świąteczne" są w okolicach końca listy. Szkoda, że w kategorii "cena czegokolwiek" za punkt honoru postawili sobie zdobycie pierwszego miejsca.
Obiecałem kilka słów o jarmarku świątecznym. Jest w samym centrum przy Karl Johans gate. O dziwo niczym nie różni się od takich jarmarków w Polsce.
No może poza jedzeniem. Nie było bigosu. Tylko ciasteczka.
Była też budka z francuskim żarciem. Podobno kucharz był szefem kuchni we Francji. Tak nam powiedział pewien Polak, który również pracował w tej budce. Jedzenie było smaczne. Zjadłem takie coś na "r" z superzastym serem na wierzchu. Całość zapiliśmy przy ognisku kubkiem grogu.
Jeżeli ktoś chciałby dowiedzieć się jak żyć, to zapraszam do Oslo...
A poważnie, to miało być "jak żyć w kraju wielokulturowym". Czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Maszerują sobie przedszkolaki, żółte kurteczki, w środku dżdżownica, a każdy przedszkolaczek innego koloru i innej religii. Na 4 sztuki przedszkolaka przypadała jedna opiekunka. Opiekunki podobne do dzieci. I tak jest na każdym kroku.
Wiem, że nie było nic o Wikingach. Ale inaczej nikt by nie czytał z uwagą do końca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz