Zwiedzanie czas
zacząć. Plan przewidywał:
1. Batu Caves
2. Ogród ptaków
3. KL Tower
Batu Caves to
jaskinie. W jaskiniach są świątynie hinduistyczne i najwyższy na świecie
Murugan, ogród ptaków to największy na świecie ogród z wolno latającymi
ptakami, KL tower jest chyba 7 co do wysokości wieżą telewizyjną.
Do jaskiń jedzie się
pociągiem należącym do spółki KTM Komuter. Dlaczego o tym piszę? W KL wpadli na
pomysł aby transport publiczny był prywatny. Zorganizowały go cztery niezależne
firmy. Co to oznacza dla podróżnego? Że jak się przesiadamy, to drugi kawałek
stacji może być daleko i potrzebujemy kolejny bilet. Czyli jadąc metrem nie
kupimy jednego biletu z punktu A do punktu B, gdyż w punkcie C się przesiadamy
do wagoników innej firmy. Mieszkańcy mają jakieś wielorazowe karty ale na każdą
firmę karta jest inna.
Krótki poradnik Jazda transportem publicznym w Kuala Lumpur
dla opornych.
Przed ruszeniem w
trasę:
Ustalić dokładne nazwy przystanków przesiadkowych i
końcowych
Zapamiętać jaki numer ma linia
Ustalić do której z firm należy.
Na przystanku każda
firma ma swoje kasy, swoje automaty i swoje zasady. W pierwszej kolejności trzeba
odszukać skrzydło w którym firma ma automaty, rozmienić pieniądze gdyż automaty
przyjmują bilon i nominały 1 oraz 5 RM. Ani jednego ani drugiego zwykle się nie
posiada w wystarczającej ilości. W automacie zmieniamy język na English (po
dwóch dniach można pomijać ten krok. W każdym razie Iza mogła), pokazujemy
stację, wybieramy ile biletów chcemy, szukamy w panice przycisku Cash i
wprowadzamy pieniądz do systemu. W efekcie dostajemy żółtego albo niebieskiego
żetona, czasami plastikową kartę. Reszta normalnie.
Przesiadka to
powtórzenie procedury zakupowej ale… Punkt odszukać stoisko firmy przewozowej
bywa trudny. Czasami trzeba przejść spory kawałek, a oznakowanie jest fatalne.
Same przystanki od zewnątrz też się nie wyróżniają. To znaczy nie ma wielkimi
literami napisanego i widocznego z daleka „MRT”, „LRT” czy „KTM”.
Używaliśmy
następujących wynalazków:
KLIA Expres – kolejka z
lotniska do KL Central. Naprawdę szybko.
Rapid KL – do hotelu i
dojazdowo do innych stacji – kolejka typu Sky Train
KTM Komuter – do jaskini
– pociąg podmiejski
Monorail – jak chcieliśmy
dotrzeć do KL Tower – dwa krótkie wagoniki na jednej szynie. Wszystko wije się
zygzakami w powietrzu.
GOKL – jak nie chciało
się nam iść i woleliśmy stać w korku – bezpłatny autobus z klimatyzacją i
wi-fi. Kursuje w centrum miasta. Są 4 linie. Autobusy jeżdżą co chwilkę.
Z ciekawostek. KTM pokazał nam, że pociąg do jaskiń odjedzie 10:35. Po 15 zmienili zdanie i zrobiła się 10:32. W efekcie przyjechał o 10:36. To się chyba względność czasu nazywa. W tych pociągach są różowe wagony tylko dla kobiet.
Kobiety mają też
różową strefę do czekania na pociąg.
Zdania na temat tego,
którą płeć to dyskryminuje były podzielone. Nie wiadomo też co zrobić z
transwestytami.
Odpuściliśmy sobie Dark Cave. Zwiedzanie, to prawie godzina, w ubiegłym roku kilka jaskiń było, a doby nie rozciągniemy. Wystarczyła ta ze świątyniami.
A w środku po hindusku. Pełno różnego rodzaju scenek rodzajowych i ołtarzyków oraz plac budowy.
W drodze do ogrodu ptaków rzuciliśmy okiem na miasto.
To mural z poprzedniego zdjęcia. Domki raczej do rozbiórki.
Po drodze był też Meczet Narodowy.
A w środku po hindusku. Pełno różnego rodzaju scenek rodzajowych i ołtarzyków oraz plac budowy.
W drodze do ogrodu ptaków rzuciliśmy okiem na miasto.
To mural z poprzedniego zdjęcia. Domki raczej do rozbiórki.
Po drodze był też Meczet Narodowy.
W samym parku zaplanowane było zjedzenie obiadu. Knajpka ma miejsca na tarasie i tam warto usiąść. Ptaszyska są łase na wszystko co mamy na talerzu. Ten tukan był prawdziwy. Pochodził z rodzaju chciałabym a boję się.
Po parku wieża telewizyjna. Łatwo nie było. Znalezienie wejścia do KL Central od strony południowej jest w kategorii wyzwanie. Na samej stacji odszukane drogi do naszego MRT też do kategorii lekki, łatwy i przyjemny nie należało.
Według mapy chwilę po
wyjściu z MRT powinny być schody do parku przy wieży. Były ale zamknięte.
Obeszliśmy w koło prawie cały park… Zgodnie ze starą malezyjską tradycją było
jedno wejście do wieży. Podejście robiliśmy w deszczu i burzy. Z tego też
powodu nie wpuszczali na taras widokowy.
Ale po przejściu prawie 5 km nie było siły, która nas łatwo powstrzyma.
Z góry bardzo łatwo można
było ustalić drogę do hotelu: od wielbłąda w lewo. Wielbłąd pojawi się na końcu.
Sama wieża w nocy stara się być kolorowa.
Sama wieża w nocy stara się być kolorowa.
Na kolację sylwestrową
poszliśmy do tej samej restauracji co dzień wcześniej.
Pozdrowienia
dla Grażyny i Marka.
Kogoś
jeszcze pozdrowić?
PS.
Króla nie
widzieliśmy. Prawdopodobnie powrócił do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz