wtorek, 13 grudnia 2016

Telemark

Dzisiejsze spotkanie było zaplanowane na 11, a że jasno robi się już około 10, to postanowiliśmy rzucić okiem na Oslo o poranku. Pierwsze i drugie wrażenie było takie samo u wszystkich. Ślisko. Soli chora nie mają czy co? Szczęśliwie jakieś 500 m od hotelu mieszka Jego Wysokość Harald V. Poszliśmy na skargę. Nie wpuścili. Ale przynajmniej wiemy dokładnie gdzie Król mieszka z bliska


i z daleka


Oslo jest nowe. To znaczy nie ma w nim co 100 m jakiegoś zabytku w wieku 5 wieków. Natomiast to co zbudowali w moim prostackim odczuciu jest ładnie zharmonizowane z otoczeniem i ze sobą. Na przykład opera. Chwilo wprawdzie obstawiona dźwigami ale jak dobudują dwa zaplanowane domki, to zrobi się naprawdę łał.




Co jeszcze z szybkiej przebieżki?
W Norwegii też będą mieli za kilka dni Boże Narodzenie! Zrobili jarmark z wyrobami ludowymi z tej okazji. Zakładam, że tam wrócimy któregoś dnia wieczorem i wówczas się wypowiem.
Przed dworcem głównym dopadł nas całkiem spory kotek. Kotek jest głaskany przez ludzi zupełnie bez powodu przez co świeci mu sie ogon (nie widać) i pyszczek.




Z ciekawostek komunikacyjnych.
W Oslo nie występuje Volvo! Widziałem do tej pory dwa. Jedno to była ciężarówka, a drugie szybko jechało. Teoria jest taka, że dopóki nie ma śniegu, to jeżdżą letnimi samochodami, a te szwedzkie wyciągają dopiero na prawdziwą zimę.
Maja dość oryginalny sposób tankowania samochodów. Przypinają je kabelkiem do słupka i już. Nie wiemy czy pod odpięciu wtyczki znajdziemy też dziurę na wlanie czegoś co zwykliśmy lać do samochodów. Nie wiemy też jak się płaci pompiarzowi.


Rozwiązali też sposób parkowania rowerów w miejscach o ograniczonej przestrzeni. Parkują je po prostu piętrowo.


Pod koniec dnia (dzień to pora kiedy jest jasno) nasz norweski kolega podrzucił nas do Holmenkollen (ma to coś wspólnego z pagórkiem). Szczęśliwie nie z zemsty za wygraną naszych w Lillehammer (Mały Młotek), w celu zrzucenia nas z góry, tylko ze zwykłej życzliwości, bo nasi trzy dni temu wygrali skoki. Skocznia jest słusznego rozmiaru i w 100% "sztuczna", to znaczy można sobie takie cudo zbudować w szczerym polu.


Byliśmy u góry, koło tej flagi. Całkiem ładny widok. Mieliśmy wytypowanego jednego do skoku (ma śliskie buty) ale niestety nie było śniegu na rozbiegu. Co gorsza było też sporo utrudnień. Na przykład nie było tej ławeczki. A bez ławeczki jak skoczyć?


Skocznia jako jedyna ma na całej długości osłony przeciw wiatrowe. Sam zeskok jest w całkiem sporej dziurze. Dziurę wymyślili już dawno - pagórek był za niski i innego pomysłu na wydłużenie zeskoku nie było.
A z dołu wszystko to wygląda tak:


 Byliśmy na kolacji we włoskiej knajpie odległej o jakieś 50 m od hotelu. Najciekawsze były w niej obrazy. Masa obrazów. Nie wiemy tylko dlaczego wszystkie na suficie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz