Do wylotu pozostały 2 dni pora zabrać się za przygotowanie wyjazdu.
To znaczy wyjazd chyba jest przygotowany bo mamy bilety na samoloty i hotele
ale nie mamy zrobionych odpraw, wybranych ciuchów, sprawdzonej pogody itp.
Wszystko szło gładko, dopóki nie wydrukowałem kart pokładowych.
Wydrukowałem, przeczytałem i okazało się, że Marzenka stała się Marzanką. Co mi
pozostało. Zadzwoniłem do Emirates. Dowiedziałem się że za 50 USD mogę
zmieniać. Luz. Następnie zostałem przesłuchany w czym tkwi problem. Problem był
w Marzannie. Błahość problemu skłoniła Panią do stwierdzenia, że raczej odbędzie
się bez kosztowo, musi tylko zadzwonić na lotnisko. Po drugim telefonie okazało
się że literówki, to nie jest problem. Do trzech literek różnicy nikt się nie
czepia.
Marzenka poinformowana o tym drobnym, nic nie znaczącym incydencie
wyraziła oburzenie i wystosowała notę protestacyjną lub coś jeszcze. Jej
nieprawdziwa wersja wydarzeń (podaję ją tylko z dziennikarskiego obowiązku)
jest taka, że jak 14 lat temu zakładałem jej głupi adres mailowy, to zrobiłem
tą „Marzannę” i teraz się ciągnie. Po pierwsze mogła nie używać tego maila przez
ostatnich kilkanaście lat po drugie przed dwoma „n” pisze się „a”. Jeżeli
jeszcze tak nie jest to się uchwali. Nie wiem dlaczego ale Agnieszka też uważa,
że wymyślam głupie adresy mailowe. To, że jej wymyśliłem z 26 znakami przed
małpą o niczym jeszcze nie świadczy. Sprawę związaną z Emirates uważam za
zamkniętą.
Kolejna niespodzianka objawiła się wraz z liniami AirAsia. Otóż
napisali, ze mamy sobie sami wydrukować przywieszki bagażowe i uczepić je do
bagażu. Straszyli przy tym, że inaczej nie wpuszczą. Ogłaszam konkurs na
szybkie wymyślenie sposobu uczepienia kartki A6 do bagażu w taki sposób aby nie
odpadła w pierwszej minucie po uczepieniu. W konkursie nie może brać udziału
McGayver i jego rodzina oraz powinowaci. Dla mniej świadomych dodam, że tzw.
bagaż rejestrowany jest poniewierany na lotniskach do granic możliwości.
Po ogarnięciu niespodzianek zarejestrowałem się tradycyjnie na Odyseuszu.
Taki serwis MSZ. Podobno dzięki temu wiedzą ilu rodaków włóczy się po dziwnych
krajach. W założeniach chodzi chyba o to, że jak jakaś amba zje Związek Myanmy,
to będą wiedzieli, że nas też zjadło i być może coś zrobią w kierunku
wymuszenia wymiotów (u amby, tej co zjadła).
To jest chyba to miejsce, w którym pisze się o pakowaniu. „Czy
jesteście już spakowani?” Kilka osób zadało to pytanie około tygodnia przed
wylotem. W tej szczególnej sytuacji odpowiedź brzmiała „jeszcze się nie
rozpakowałem po Oslo”. W innej sytuacji zrobiłbym duże oczy. Na tydzień przed
wylotem się nie pakujemy bo się wygniecie. I tak się wygniecie ale wygniecenie
jednodobowe jest akceptowalne. Po tygodniu w plecaku mogą zajść trwałe zmiany w
ubraniach.
Proces pakowania odbywa się bezpośrednio przed wylotem. Witek
zadeklarował, że zabrał się za to 12 godzin przed, Marzenka mniej więcej o tej
samej porze zadzwoniła z pytaniem czy lecimy, bo wróciła do domu i jeżeli nic
się nie zmieniło i jutro lecimy to musi się chyba spakować, jakieś 6 godzin
przed planowanym opuszczeniem domu (czyli o północy) uświadomiłem sobie, że nie
pamiętam faktu wrzucania ciuchów do plecaka, czyli nie jesteśmy spakowani. Usprawiedliwia
mnie katar albowiem zatkane zatoki są w pobliżu resztek mózgu. O godzinie 0:30
CET plecaki były gotowe do drogi.
Sprawdziłem pogodę w Kuala Lumpur. Jednak zabieramy parasole. Ale
taki monsun jest złośliwy... Zaczyna padać od piątku, a kończy w sobotę. W KL
lądujemy w piątek, wylatujemy w niedzielę bladym świtem…
Pozdrowienia dla Grażyny i Marka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz