wtorek, 27 grudnia 2016

Odliczamy

Do wylotu pozostały 2 dni pora zabrać się za przygotowanie wyjazdu. To znaczy wyjazd chyba jest przygotowany bo mamy bilety na samoloty i hotele ale nie mamy zrobionych odpraw, wybranych ciuchów, sprawdzonej pogody itp.
Wszystko szło gładko, dopóki nie wydrukowałem kart pokładowych. Wydrukowałem, przeczytałem i okazało się, że Marzenka stała się Marzanką. Co mi pozostało. Zadzwoniłem do Emirates. Dowiedziałem się że za 50 USD mogę zmieniać. Luz. Następnie zostałem przesłuchany w czym tkwi problem. Problem był w Marzannie. Błahość problemu skłoniła Panią do stwierdzenia, że raczej odbędzie się bez kosztowo, musi tylko zadzwonić na lotnisko. Po drugim telefonie okazało się że literówki, to nie jest problem. Do trzech literek różnicy nikt się nie czepia.
Marzenka poinformowana o tym drobnym, nic nie znaczącym incydencie wyraziła oburzenie i wystosowała notę protestacyjną lub coś jeszcze. Jej nieprawdziwa wersja wydarzeń (podaję ją tylko z dziennikarskiego obowiązku) jest taka, że jak 14 lat temu zakładałem jej głupi adres mailowy, to zrobiłem tą „Marzannę” i teraz się ciągnie. Po pierwsze mogła nie używać tego maila przez ostatnich kilkanaście lat po drugie przed dwoma „n” pisze się „a”. Jeżeli jeszcze tak nie jest to się uchwali. Nie wiem dlaczego ale Agnieszka też uważa, że wymyślam głupie adresy mailowe. To, że jej wymyśliłem z 26 znakami przed małpą o niczym jeszcze nie świadczy. Sprawę związaną z Emirates uważam za zamkniętą.
Kolejna niespodzianka objawiła się wraz z liniami AirAsia. Otóż napisali, ze mamy sobie sami wydrukować przywieszki bagażowe i uczepić je do bagażu. Straszyli przy tym, że inaczej nie wpuszczą. Ogłaszam konkurs na szybkie wymyślenie sposobu uczepienia kartki A6 do bagażu w taki sposób aby nie odpadła w pierwszej minucie po uczepieniu. W konkursie nie może brać udziału McGayver i jego rodzina oraz powinowaci. Dla mniej świadomych dodam, że tzw. bagaż rejestrowany jest poniewierany na lotniskach do granic możliwości.
Po ogarnięciu niespodzianek zarejestrowałem się tradycyjnie na Odyseuszu. Taki serwis MSZ. Podobno dzięki temu wiedzą ilu rodaków włóczy się po dziwnych krajach. W założeniach chodzi chyba o to, że jak jakaś amba zje Związek Myanmy, to będą wiedzieli, że nas też zjadło i być może coś zrobią w kierunku wymuszenia wymiotów (u amby, tej co zjadła).
To jest chyba to miejsce, w którym pisze się o pakowaniu. „Czy jesteście już spakowani?” Kilka osób zadało to pytanie około tygodnia przed wylotem. W tej szczególnej sytuacji odpowiedź brzmiała „jeszcze się nie rozpakowałem po Oslo”. W innej sytuacji zrobiłbym duże oczy. Na tydzień przed wylotem się nie pakujemy bo się wygniecie. I tak się wygniecie ale wygniecenie jednodobowe jest akceptowalne. Po tygodniu w plecaku mogą zajść trwałe zmiany w ubraniach.
Proces pakowania odbywa się bezpośrednio przed wylotem. Witek zadeklarował, że zabrał się za to 12 godzin przed, Marzenka mniej więcej o tej samej porze zadzwoniła z pytaniem czy lecimy, bo wróciła do domu i jeżeli nic się nie zmieniło i jutro lecimy to musi się chyba spakować, jakieś 6 godzin przed planowanym opuszczeniem domu (czyli o północy) uświadomiłem sobie, że nie pamiętam faktu wrzucania ciuchów do plecaka, czyli nie jesteśmy spakowani. Usprawiedliwia mnie katar albowiem zatkane zatoki są w pobliżu resztek mózgu. O godzinie 0:30 CET plecaki były gotowe do drogi.
Sprawdziłem pogodę w Kuala Lumpur. Jednak zabieramy parasole. Ale taki monsun jest złośliwy... Zaczyna padać od piątku, a kończy w sobotę. W KL lądujemy w piątek, wylatujemy w niedzielę bladym świtem…

Pozdrowienia dla Grażyny i Marka.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz