środa, 25 października 2017

Ostatni Shinkansen czyli Japonia okiem gai-jina

Dzisiaj cały dzień w pociągu. Mamy do przeskoczenia 1522 km. Pierwsze 900 km zapewni nam Sakura 550. Później Hikari. Ostatnie 100 robimy w zwykłym Narita Express. O 2,5 km spaceru nie ma co pisać, zwłaszcza, że tradycyjnie będzie przebiegał w deszczu. Całość (bez spaceru) trwa mniej więcej 9 godzin.
Shinkanseny są ponumerowane. Numerki parzyste mają trasy  na północny wschód, a nieparzyste w dół kraju. Ile ich jeździ nie wiem ale taką szacunkową liczbę określam na „cała masa”. Kursują co chwila. Przed naszym Hikari, dokładnie w tę samą stronę jechał Nozumi. Różnica czasu pomiędzy pociągami – 3 minuty. Druga różnica jest taka, że Hikari na te 500 km do Tokio potrzebuje około 4 h a Nozumi 3.
Jeżeli chodzi o przyjazd i wjazd Shinkansena to wygląda on mniej więcej tak jak niżej (trzeba kliknąć, jak się nie odpala to można to zobaczyć u Leszka)


Jak wygląda w środku każdy widzi. To jest nasza Sakura:


A to nasze Hikari:


Subtelna różnica jednego rządka robi różnicę. Jak w trakcie naszych pogaduszek o pociągach zauważył Leszek, Sakura to taka salonka, Hikari jest taki zwykły. Z zewnątrz też się różnią. W zależności od modelu mają inne ryjki.

Co jest potrzebne w pociągu, który jedzie 6 godzin, a zatrzymuje się na stacji na 2 minuty? Oczywiście palarnia.


A o czym myśleliście? O automacie do napoi?


Wiem. Prawdopodobnie o jakimś WC. Ale jesteśmy w Japonii i tu nie istnieje jakieś WC. Tak więc podchodzimy do ściany, naciskamy guzik i oczom naszym ukazuje się…


Na moje jakieś 6-7 m² kolejowego kibla. Minimum 3 zestawy guzików do otwierania ściany, guziki do wezwania obsługi jakby się coś przytrafiło, 2 umywalki, guzik do opuszczania klapy… Pomijam przewijak dla dzieci i fakt, że wózek inwalidzki mieści się z luzem.


Na korytarzu są jeszcze 2 osobne umywalki, a w którymś z Shinkansenów było stanowisko do poprawiania makijażu.

Po pociągu jeździ Bufetowa-san z wózkiem wypełnionym jedzeniem i piciem. Bufetowa-san kłania się jak wchodzi i jak wychodzi. Co ciekawe nie zauważyliśmy aby cena w Japonii zależała od miejsca w którym robi się zakupy. Kawa w pociągu kosztuje tyle samo co na dworcu. Sushi w knajpie z widokiem na wulkan tyle co w takiej w bocznej uliczce. Nie znaczy to, ze nie ma różnic, są ale nie jest to mnożnik 3 bo jesteśmy przy molu w Sopocie.
Po Shinkansenie chodzi też Konduktor-san. Ma karteczkę na której sprawdza czy każdy siedzi na swoim miejscu.  Idzie i mówi coś przy każdym rządku foteli. Jak każdy Japończyk na służbie kłania się przy wejściu i wyjściu.
Czy jest różnica pomiędzy Shinkansenem a np. takim Pendolino. Bo przecież jedno i drugie jeździ po torach, wozi ludzi itd. Jest. W Pendolino konduktor nie kłania się w pas jak wchodzi do wagonu.
O tym, że są grzeczni pisałem, że czysto też. To teraz kilka słów o automatach. Stoją na każdym rogu i jest w nich chyba wszystko. Głównie picie i jedzenie.


Ale widziałem też taki do zabawek (chyba).


Oraz, aż strach pisać, jest też taki do lodów (po lewej). A maszynie do płacenia z posiłki w knajpie już było. (po prawej)


Na lotnisku dało się też zauważyć, że Japończycy lubią czasami pogadać z kimś inteligentnym.


A teraz na chwilkę wrócimy do dnia wczorajszego. Oczywiście, że nie nurkowaliśmy tylko poszliśmy do Kagoshima Aquarium.


Przy okazji załapaliśmy się na pokaz z delfinkami. Było ich 5. 4 duże robiły co trzeba, a maluch bawił się głównie w wyskakiwanie z wody i pozyskiwanie rybek.


Są niesamowicie szybkie i skaczą naprawdę wysoko.



Pozdrowienia dla Grażyny i Marka

Sto lat sto lat niech żyje nam i z nami  jeździ po świecie.(W sumie to już tylko 45 zostało)

A tak w ogóle, to idą święta, więc Merry Christmas biały człowieku.


Leszek też dojechał do końca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz