czwartek, 24 grudnia 2015

Opowieść wigilijna

Poszło gładko. Samolot doleciał przed czasem, Chińczycy nie buntowali się na nasz pobyt, po małej interwencji znalazł się odbieracz z lotniska i już o 12.20 byliśmy w hotelu. Pierwsze wrażenia są takie: czteropasmowa autostrada potrafi stać na ładnych kilku kilometrach, a ulica na szerokość 1,5 samochodu jest wielokierunkowa (znak mówił inaczej ale to była tylko sugestia).

Skoro Wigilia to podjęliśmy próbę udania się na Pasterkę w Pekinie. Katedrę to się nawet udało namierzyć, gorsza sprawa z wejściem. Sztuka budowania murów nie poszła w zapomnienie. Po obejściu całego kwartału udało się wejść. Na bramce sprawdzili czy przypadkiem nie wnosimy broni/bomby/nielegalnej literatury i mogliśmy wejść. Wygląda to mniej więcej jak Notre Dame plus dziwne dodatki Made in China.




Dziewczyny, jako Polki dostały święte obrazki. Obrazki też Made in China – 3D. Na odwrocie jest cytat. Postanowiliśmy się nie pokłócić z czego. Ja konsekwentnie obstawiam Mao.

Okazało się, ze Chiński Patriotyczny Kościół Katolicki robi w Wigilię ostatnią mszę o 23.






Wieczorkiem postanowiliśmy opanować tereny olimpijskie. Wymagało to „nauczenia się” metra.
Każde metro jest troszkę inne. To np. nie przyjmowało banknotów od 20 CNY w górę.

Trzeba przyznać że obiekty olimpijskie robią wrażenie. Wrażenie jest porównywalne z ich rozmiarem – bardzo duże.



Plac Tiananmen niestety nie jest ładnie oświetlony w nocy. Albo jest ale wszystko się schowało w smogu. Smog nadleciał równie nagle jak zamknięcie metra.


Do hotelu mieliśmy tylko 3 km. Przy okazji zwiedziliśmy dzielnicę handlową.



Innymi słowy zamiast pasterki była procesja.

Merry Chritmas jak mawiają tu do białego człowieka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz