niedziela, 8 stycznia 2017

Mingalaba czyli Wehikuł czasu

Za nami 3 dni spaceru przez drogi i bezdroża. Co tu dużo pisać. Wrzucę zdjęcia z krótkimi podpisami. Wrażenie ogólne. U nas takie rzeczy tylko w Biskupinie. Jakieś 90% tego co widzieliśmy, nie było "zrobione" pod turystów, takie jest normalne życie współczesnej wsi w Myanmarze.
Jeżeli chodzi o noclegi, to warunki super. Każda grupa miała "swój" dom. W pierwszej wiosce domy były z mat bambusowych, w drugiej murowane. Jak łatwo można wydedukować, mata bambusowa stanowi znikomą izolację termiczną. Zresztą przerwa pomiędzy ścianą  a dachem i tak skutecznie niweluje różnicę temperatur. Jak temperatura panuje w zimie w Myanmarze w górach na wysokości 1400 m npm? Według mojego zegarka 5,4°C. Za drugim razem dom był murowany - 6,9. To się nazywa zimny wychów.
Wczoraj oglądaliśmy zachód słońca z takiej pionowej skały. Zachód jakich wiele, ale za to obrazek mieszkańców wsi wracających z pól... Marzenka stwierdziła, że wypisz wymaluj Reymont. Skrzypiące wozy, dzwonki, rozmowy ludzi, śpiew ptaków czasami któryś wół zaryczy. Patrzyliśmy na to z wysokości jakichś 100 m.

Zaczynamy. Na pierwszy ogień idą warunki bytowe. Lokalizacja pierwsza. 

Mieszkamy na pięterku tego po prawej. Materiały budowlane, to: drewno, mata bambusowa, blacha falista i cegły z cementu na parterze. Obiekt po lewej, to kuchnia i dom mieszkalny. Zupełnie po lewej prysznic (trochę gałąź zasłania).


 Śpimy. Od lewej: Witek. Czyta. Przypuszczamy, że w locie zamieniał litery drukowane na Braille'a. Może o tym świadczyć pozycja ręki. Marzenka. Nie widać bo się cała przywaliła kołderką. Ja. Nie ma mnie bo robię zdjęcie. Iza. Ma czerwona czapkę i wszystko co znalazła do ubrania. Jak szliśmy spać, to było około 14 na dworze. Temperatura w pomieszczeniu pozwalała zorientować się bez wychodzenia o tej, która panuje na zewnątrz.  Przypominam, że było 5,4°C
Lokalizacja druga. Murowana. Też na pięterku. 

Metraż jak widać większy. No i do tego wypasiona łazienka

Beczka może i taka sama ale dwa nalewaki: do ciepłej i do zimnej wody, dodatkowa miednica i parawan z trzech stron! Daliśmy radę. Co do spania sprawa wyglądała podobnie czyli Iza w czapce, a reszta też w ciepłych rzeczach.
To teraz widoczki. Niektóre jak z naszego Beskidu, różnica jedynie w kolorze gleby i roślinkach.




To zaje... czerwone, to susząca się papryczka chili. Tam jest zagłębie papryczkowe.


Tak prawdopodobnie będzie wyglądał wczesny etap kolonizacji Marsa. Po 30 kilometrze człowiek się przyzwyczaja.

To teraz gwóźdź programu czyli praca na roli. To nie są scenki dla turystów. To są scenki dla osób o silnych nerwach.

Młodszych telewidzów informuję, że to drewniane narzędzie służy do orania

Zbiór papryczek chili

Ubijanie ryżu na ciasto.

Tak się uprawia ziemię jak się nie ma woła,

a tak jak się ma.

Żniwiarka (sierpy jak nasze)

To się chyba młócka nazywa.

Koszykówka

 Cegielnia. Cegły suszy się na słońcu.

Żeby nie  było. Maszyny też są. Nie jest to traktor, tylko taki pług samobieżny.

Nie mam siły na filmiki.

A jeżeli chodzi o tytuł, to mingalaba mówi się na powitanie. Na zdjęciu efekt działania tego słówka wypowiedzianego przez grupkę białych.






Ani jeden z pojazdów dwukołowych nie miał znaczka Volvo. Sprawdzałem dokładnie w zaparkowanych.
Łączę się w cierpieniu ze wszystkimi usuwającymi śnieg z chodników i podjazdów.
Pozdrowienia dla Grażyny i Marka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz