Na dzisiaj zaplanowane tylko dwie rzeczy. Wioska San Juan
Chamula i mecz Polska-Meksyk.
Wioska ma 62 000 mieszkańców z hakiem i słynie z kościoła. Od tego też
zacznę bo jakaś chronologia wydarzeń być musi być.
Indianie Chamula to jeden z wyraźniejszych przykładów synkretyzmu
religijnego. Otóż ta grupa górali w XVI wieku została odwiedzona przez ludzi
Cortes’a i dostał propozycję przejścia na chrześcijaństwo. Indianie postanowili
negocjować. Z względu na duże zużycie przysyłanych misjonarzy zdecydowano się,
że chrzest jest wystarczający do zbawienia ich dusz. I tak zostało do dzisiaj.
We wnętrzu kościoła nie wolno fotografować, ale od czego mamy Internet.
Chrzczą się kilka razy wżyciu albo i więcej. Podobno na wszelki wypadek.
A faceci w kurtkach z owcy. Ci na dachu mieli strzelby.
Jak wychodziliśmy z kościoła, to jedna z rodzin ludu Chamula ruszyła do kościoła. Dałem radę nagrać 6 sekund 😊 zanim nie zostałem dość stanowczo poproszony o zakończenie tego niecnego procederu. Poza tym, że grają, to jeszcze strzelają – tam widać takiego z rakietami.
A to inna rodzina, która wraca z kościoła.
Zaskoczyły mnie krzyże - często stawiają trzy. Nie wiem czy
robią sobie lokalne Golgoty (nie zdziwiłoby mnie) czy mają inny powód.
Ładnie układają owoce na straganach. I nie robią tego dla turystów.
Zresztą mięska też nie wykładają w tym celu.
A to kwiatki. Prawda, że ładne wiązanki na cmentarz z prawdziwych kwiatów?
Idą tam na święto zmarłych aby spotkać się z rodziną (tą co odeszła), a potem przez rok dają sobie spokój.
To teraz główny punkt programu czyli meczyk. Mecz był fakultatywny i oglądaliśmy go w sklepie z posh’em (posh to bimber z kukurydzy, tutaj pełni rolę wina mszalnego. Moc 28%) i innymi drobiazgami. Pierwotny plan był inny ale wtedy byśmy nie zdążyli. Ze sklepem wyszło tak, że jak weszliśmy (mówię o grupie 35 osób) i pan się dowiedział, że jesteśmy z Polski, to powiedział, że ten monitor z widokiem z kamer, to telewizor i możemy u niego pooglądać mecz. Przetestowaliśmy bimber i pognaliśmy do kościoła.
Oglądanie meczu wyglądało tak:
Żeby nie było, mam też materiał wideo.
W trakcie meczu pan właściciel polewał posh. Potem mu się
znudziło i wprowadził samoobsługę – chcesz to sobie odkręć i sam nalej 😊.
Wynik znamy, czyli o meczu można zapomnieć i na pewno trzeba zapić.
Nocowaliśmy w Tehuantepec. Miejscowość tranzytowa bez historii. Albo nie. Ma historię. Większość sklepów w Meksyku jest otwartych do 21. O 21:05 postanowiliśmy wyskoczyć po piwo. Sklep był już zamknięty na łańcuch. Nawet nie musieliśmy błagać. Pan sam pozdejmował wszystkie kłódki i łańcuchy, i mogliśmy zrobić niezbędne zakupy (piwo).
Zapomniałem, że jesteśmy w górach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz