poniedziałek, 25 września 2017

Pora na dobranoc... albo rzodkiewkę

Jak nakazuje stara świecka tradycja zebraliśmy watahę i ponownie wyruszamy w świat. Tym razem wataha liczy 8 osobników.
Ktoś zgaduje gdzie tym razem? Czy już się wszyscy zdążyli się dowiedzieć i wstępnie utrzymują, że mnie nie lubią? (Na wszelki wypadek  nie robię ankiety bo się dowiem że to drugie).
Otóż dzisiaj otrzymaliśmy ostatnie potwierdzenie: 様ご予約は確定されました。料金は全額お支払い済みです。W wolnym przekładzie oznacza to mniej więcej "Nie ugotujemy was w oleju jak poprosicie o nocleg".
Z lekkim perturbacjami dotarł do nas JR Pass. Jak będzie ktoś zamawiał, to trzeba sobie rezerwę czasową zostawić. Odradzam czekać i zamawiać dzień przed wyjazdem. Nasz, właśnie przez te drobne perturbacje, szedł aż 2... dni.


To znaczy jest to tak naprawdę voucher na passa. Passa odbierzemy sobie na lotnisku. Trzeba oddać naszym gospodarzom, że dbają o nas jeszcze przed przyjazdem. Doczepili czytelna instrukcję gdzie w 4 punktach i w 8 krokach opisali jak zamienić to na właściwy dokument.


Do passa dołączyli wszystko to co niezbędne dla gaijinów. Czyli: plany najważniejszych miast, skróconą instrukcję obsługi japońskich pociągów, i mapę tras shinkansenów.


Shinkansen, to taki fajny pociąg, który jedzie od 280 km/h w górę. Niestety nasz bilet będzie tylko na te najwolniejsze. Plan jest taki: BZG-WAW-NRT-TYO-KIX-KOJ-NRT-WAW-BZG. No dobra, na mapie wygląda to lepiej:


Czyli teraz po ludzku. Przylatujemy do Tokio, gdzie łazimy 2 dni i 2 noce oraz oglądamy tłumy na ulicach. Wsiadamy w pociąg i śmigamy do Kioto (środek mapy pod czerwonym napisem Kansai). Tam jest baza. Robimy wypady do Nara, Hiroszimy i Mijajimy. Znowu wsiadamy w shinkansena i śmigamy do Kagoshimy - tam kończą się tory. Jedziemy tam abym mógł zobaczyć wulkanik Sakurajima. Na Wikipedii napisali "najaktywniejszy wulkan w Japonii i jeden z najaktywniejszych na świecie" Lepszej reklamy nie mogli zrobić... Wracamy za jednym zamachem pod samo lotnisko. Z Kagoshima do Narity jest raptem 1522 km, a ciuchcia wlecze się prawie 9 godzin.

Mamy zgromadzone wszystko co daje cień szansy na przetrwanie. Hotele: Tokyo, Kyoto, Kagoshima i Narita, przeloty, przejazdy oraz wtyczki do japońskich gniazdek. Te ostatnie pozwolą nam naładować smartfony, lapki i baterie do aparatów fotograficznych, bez których jak wiadomo nie byłoby życia na ziemi. Jedyne co może odrobinę zakłócić naszą wycieczkę to Kim i jego rakiety oraz wulkan i jego erupcja. Szczęśliwie, zwykle wszystko co odrobinę wpływa na wygląd dopiero co odwiedzonych terenów (powodzie, huragany, wojny itp), ma miejsce dopiero kilka tygodni po sfotografowaniu tego obszaru przeze mnie. Ale nie mówcie tego nikomu, bo dostanę zakaz wjazdu.

Hai, Anjin-san jak podobno kiedyś mawiali w Japonii.

PS
Zapomniałem o rzodkiewce. Tam na południu w Kagoshima rośnie rzodkiewka. Ale nie taka zwykła tylko taka wulkaniczna. Standardowy rozmiar to 6 kg żywej wagi. Mam nadzieję, że jakaś Sakurajima daikon wpadnie mi w obiektyw. Ta z linka nie jest moja. Jak wyglądają w Japonii zbiory pora z jednego hektara nie wiem.