środa, 4 maja 2016

Nie gadamy, nurkujemy



Po dwóch dniach laby dzień nurkowy. Ostatni, bo w piątek wylot. Teoretycznie by się dało jeszcze w czwartek bo wylot po 17, a nurkowanie powinno się skończyć około 14. Ale…
Tym razem wiało od lądu, to znaczy mniej więcej z północy. Wiało silnie. Morze się troszkę rozbujało. Troszkę oznacza wodę wlewającą się od strony dziobu. Specjalnie nas to nie przerażało, bo za chwilę mieliśmy się schować za półwyspem. Za półwyspem faktycznie była tafla spokojnej wody. Był haczyk. Tam już nurkowaliśmy. Płynęliśmy kawałek dalej. A tam było już ciekawie. Fale były długie i łagodne ale za to na wysokość naszej łodzi. Udało się zawrócić.
Nurkowaliśmy mniej więcej tam gdzie pierwszego i drugiego dnia.
 


Przy drugim zejściu spotkaliśmy kałamarnicę. Kawal gada. Znaczy wiem, że to mięczak ale kawał gada był. Jak się zabraliśmy za fotografowanie to się wkurzyła, plujnęła atramentem i sobie poszła, a właściwie popłynęła.


Do hotelu wróciliśmy w piankach. Mniej dźwigania i zawsze trochę na człowieku podeschnie.

wtorek, 3 maja 2016

Błękitne groty



Propozycja na nurkowanie we wtorek brzmiała: płyniemy do Keri Cave, jak się okaże, że nurkować nie można wracamy na miejsca z pierwszego dnia. Kilkanaście osób zaryzykowało, a trzynastka poszła do zaprzyjaźnionej dzień wcześniej wypożyczalni po 3 autka. Jest przed sezonem więc ceny są śmieszne. 27 EUR za samochód plus 13 EUR za paliwo daje 10 na łebka – jest to mniej niż cena taksówki do stolicy wyspy (7 km).
Do grot, które są na drugim końcu wyspy jechaliśmy w słoneczku. Jak wynajmowaliśmy łódź na godzinę, świeciło dalej pięknie, jak Agata wynegocjowała kolejną godzinę za pół ceny ciągle świeciło. Jak wróciliśmy ze sklepu pojawiła się chmurka, gdy wsiadaliśmy do łodzi pojawił się deszczyk. A później to zwyczajnie lało. Oczywiście nie siedzieliśmy na łajbie tej dodatkowej godziny.


Kiedy przestało padać?
Jak dobiliśmy do brzegu. Ktoś nie zgadł?

Co robić dalej?
Odpowiedź była oczywista. Jedziemy tam gdzie na pewno nie pada i gdzie nas nie było czyli na klify z zachodniej strony wyspy. Po przebiciu się przez góry potwierdził się nasze przypuszczenia, że tam nie pada. Przy okazji z jednego z samochodów wydobył się dym. Samochód z wypożyczalni więc się specjalnie nie przejmowaliśmy. No może poza jednym. Jak wtłoczyć 5 osób do 2 samochodów w których już są po 4 osoby.
Spalony pasek okazał się paskiem od wspomagania kierownicy. Usterka została uznana za mało istotną. Bardziej istotny robił się brak paliwa w dwóch bakach, bo piszczącym paskiem klinowym w trzecim samochodzie już się nie przejmowaliśmy. Szczęśliwie udało się dotankować za kolejną dychę.



Klify mają ładne.

Czasami dość wysokie.

Fala też była całkiem przyzwoita.

Całkiem udany dzionek. Tyle, że przyjechaliśmy tu nurkować.

poniedziałek, 2 maja 2016

Wrak



Skoro nie nurkujemy to zwiedzamy. Pierwotnie mieliśmy pojechać z lokalnym polskim biurem ale biuro nie potrafiło w rozsądnie krótkim czasie podjąć decyzji czy chce  nas zabrać tego dnia którego chcemy czy trzyma się swoich dni wycieczkowych (braliśmy całego busa). Nie to nie. Wypożyczyliśmy 2 samochody (taki na 7 i taki na 4 osoby), chyba 8 quadów i ruszyliśmy w świat. Celem była stolica, wyspy, Zatoka wraku, Błękitne groty i co się tam jeszcze napatoczy.
W Zante podziwiać za wiele się nie da. Nawet klimatu greckiego miasteczka na wyspie nie było. W  porcie można było kupić rybki i inne stwory. Pojawiła się koncepcja nabycia kilku i zabrania ze sobą celem sfotografowania w warunkach naturalnych czyli pod wodą.

W porcie cumował prom. Całkiem spory. Takie promy wycieczkowe mają pewną wspólną cechę. Otóż wożą one ludzi, a ci ludzie zamiast siedzieć nad jednym z basenów, chodzić na masaże, grać w co tam się da grać na takim wycieczkowcu, to wysiadają na takich wysepkach i oglądają co popadnie.
Wpadliśmy na pomysł odwiedzenia zamku. Oni też, tylko wcześniej. Ile autokarów potrzeba do przewiezienia tysiąca ludzi? Kto przypuszcza, że uliczki w greckich miastach były zaplanowane na takie sytuacje? W sumie źle nie było. Po jakiś 30 minutach udało się uwolnić. Zamku nie szturmowaliśmy.
Wrak jest atrakcją wyspy, a Grecy nie chcą się przyznać, że sami go tam zawlekli.

Poza jednym zabłądzeniem

trafiliśmy bez przeszkód. Oznakowanie jest delikatnie mówiąc słabe. Na punkt widokowy poszliśmy szeroką dróżką,

która stawała się coraz węższa, aż przeszła w pozostałość strumyka. Nikt nie zleciał, widok był super ale chyba to nie był punkt widokowy.

Z wraku pojechaliśmy na obiad, na którym odebraliśmy wiadomość od grupy zwiadu na quadach, że jest tak duża fala, że nie wypuszczają łódek do grot. Nie pozostało nic innego jak wrócić do domu. Przed powrotem ponownie uwieczniliśmy wrak, a czasami nawet siebie.

Z jakiegoś powodu, nie skręciliśmy w porę i ruszyliśmy środkiem wyspy. Jako, że nie ma tego złego…, to wpadliśmy do muzeum oliwy. Muzeum jest słówkiem nieco na wyrost. Było to tłocznia oliwy z wystawką maszyn od początków XIX wieku do teraz. Dodatkowo mieliśmy zwiedzanie tłoczni i jak przystało na „prawdziwą” wycieczkę były zakupy.

niedziela, 1 maja 2016

Pascha



To już druga Wielkanoc w tym roku. Strasznie się rozbestwiłem. Boże Narodzenie w Chinach, Wielkanoc w Polsce, Wielkanoc w Grecji. A wszystko to w nieco ponad 5 miesięcy. W Grecji Wielkanoc jest dniem zupełnie wolnym więc mieliśmy przymusowo odpoczywać od nurkowania. Szczęśliwie okazało się, że kolejny dzień ma być jeszcze gorszy i Costas zdecydował się popłynąć.
Załadunek bez zmian,

plusem były butle na łodzi (troszkę pomarudziliśmy dzień wcześniej). Reszta bez zmian. No może jedna zmiana była. Zamiast Hiszpanki był Anatol rodem z Ukrainy.

Było nawet całkiem ładnie. 

Nie żeby żółwie czy coś takiego. Pod wodą czasami zatopi się jakaś skała albo nawet cała góra. Robią się jaskinie, łuki i w ogóle jest ładnie jak w górach.


W Grecji na Wielkanoc pieką na ruszcie barana i zjadają go na obiad. Załapaliśmy się. Po obiedzie miał być wieczór grecki ale szef niestety go odwołał. Nie żeby nas nie lubił. Zwyczajnie lało, a teren nie jest dostosowany do zabaw podczas deszczu. Wersja oficjalna – u nas nie pada. Co było robić. Poszliśmy do baru. (Bar w hotelu). Jak już ponownie wyszło słońce zdecydowaliśmy się na fotkę.

Kolejny dzień to pewniak lądowy. Zwiedzamy wyspę – Costas przy tym wietrze, który ma być nie może wypływać.