Ukraina



Ukraina


Podróż za jeden uśmiech. 30.08.2010-12.09.2010




30.08.2010 Jedzie pociąg daleko

Nasza przygoda zaczęła się jeszcze na długo przed wakacjami od wiadomości wysłanej przez iSAPS o wyprawie studentów i wykładowców WSG w góry Krymu. Zorganizować ją miał jeden z naszych wykładowców Aleksander. Od tamtej pory minęło sporo czasu zanim straceńcy spotkali się ze sobą po raz pierwszy pod koniec maja 2010. Poznaliśmy w przybliżeniu trasę wyprawy, niezbędny ekwipunek i czekające na nas atrakcje. Z pozoru wszystko wyglądało dobrze – tak powinien wyglądać obóz wędrowny – w rzeczywistości jednak wyprawa okazała się tym co w literaturze nosi nazwę szkoła przetrwania....

31.08.2010-04.09.2010 Cysorz to ma klawe życie

Może nie bezboleśnie, ale za to szybko dotarliśmy do Pałacu Chanów Krymskich. Byliśmy w samym sercu stolicy Chanatu Krymskiego. Pałac miał być odzwierciedleniem rajskiego ogrodu (Bakcze Saraj – Pałac w Ogrodzie). Jako „wyprawa naukowa z WSG” otrzymaliśmy swoją przewodniczkę i nieograniczony czas na zwiedzanie pałacu. Można tylko powtórzyć za Waligórskim „Cysorz to ma klawe życie oraz wyżywienie klawe!” i dodać, że Chan tatarski, to miał jeszcze lepiej. Pozazdrościliśmy chanom wyżywienia i po zwiedzaniu pałacu postanowiliśmy zjeść coś z chańskiego stołu....

05.09.2010 Góra przeznaczenia

Rano ruszyliśmy nad morze. Strażnik wyszedł już z toalety ale tym razem szliśmy we właściwym kierunku, przy okazji dowiedzieliśmy się, że już byliśmy namierzeni i gdyby nie nocleg nad wodospadem, to mielibyśmy przygodę z ochraną. Do tego, że Kierownik w każdym miejscu Krymu potrafi wyczarować mikrobus już się przyzwyczailiśmy. Ruszyliśmy pod górę nie używając nóg! W porównaniu z drogą na Ai-Petri serpenty bieszczadzkie są odcinkami prostymi o szerokości niemieckiej autostrady. Trzeba oddać sprawiedliwość kierowcy. Jechał szybko ale i bezpiecznie. Wyprzedziliśmy wszystkich rowerzystów....

06.09.2010-09.09.2010 Welcome to L.A.

Dojechaliśmy do Laspi i byliśmy nad upragnionym morzem. To znaczy morze to widzieliśmy tylko dzięki temu, że las był niski a my byliśmy jakieś 200 m ponad jego poziomem. Inaczej rzecz ujmując: wyobraź sobie że wysiadasz na dworcu w Gdańsku, na plecach masz 25 kg niezbędnych drobiazgów i ktoś Ci mówi, że teraz to już jesteś nad brzegiem morza, trzeba tylko ten kawałeczek podejść. Cóż było robić: Maszeruj Albo Giń. O tym że zaliczamy jakieś szkolenie Legii Cudzoziemskiej było małymi literkami w opisie wycieczki i nikt wcześniej tego nie zauważył. Każdy krok, każda kropla potu i krwi (dlaczego rośliny maja kolce?) były warte tego miejsca do którego doszliśmy. Zatrzymaliśmy się na skarpie tuż nad brzegiem morza…

10.09.2010-11.09.2010 Sauna

Do Symferopola było około 90 km. Przez 1,5 godziny przejechaliśmy z gorącego lata w zimną i wietrzną jesień. Ale nawet zima by nas nie przeraziła. Punkt pierwszy programu brzmiał: dwie godziny w saunie. To były cudowne dwie godziny. Tak naprawdę był to pierwszy prawdziwy prysznic od 12 dni. Pociąg jechał do Lwowa prawie 25 godzin. Nikt z nas (Polaków) nie widział wcześniej czegoś takiego: wagon z miejscami leżącymi bez przedziałów. W drodze powrotnej miało to jednak olbrzymi plus – cały czas byliśmy razem, nie dzieliły nas drzwi, a łączyło wszystko. Każdemu się zdawało, że znamy się od urodzenia i jeden dzień dłużej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz