sobota, 31 grudnia 2016

Powrót Króla.

Zwiedzanie czas zacząć. Plan przewidywał:
1. Batu Caves
2. Ogród ptaków
3. KL Tower
Batu Caves to jaskinie. W jaskiniach są świątynie hinduistyczne i najwyższy na świecie Murugan, ogród ptaków to największy na świecie ogród z wolno latającymi ptakami, KL tower jest chyba 7 co do wysokości wieżą telewizyjną.
Do jaskiń jedzie się pociągiem należącym do spółki KTM Komuter. Dlaczego o tym piszę? W KL wpadli na pomysł aby transport publiczny był prywatny. Zorganizowały go cztery niezależne firmy. Co to oznacza dla podróżnego? Że jak się przesiadamy, to drugi kawałek stacji może być daleko i potrzebujemy kolejny bilet. Czyli jadąc metrem nie kupimy jednego biletu z punktu A do punktu B, gdyż w punkcie C się przesiadamy do wagoników innej firmy. Mieszkańcy mają jakieś wielorazowe karty ale na każdą firmę karta jest inna.
Krótki poradnik Jazda transportem publicznym w Kuala Lumpur dla opornych.
Przed ruszeniem w trasę:
Ustalić dokładne nazwy przystanków przesiadkowych i końcowych
Zapamiętać jaki numer ma linia
Ustalić do której z firm należy.
Na przystanku każda firma ma swoje kasy, swoje automaty i swoje zasady. W pierwszej kolejności trzeba odszukać skrzydło w którym firma ma automaty, rozmienić pieniądze gdyż automaty przyjmują bilon i nominały 1 oraz 5 RM. Ani jednego ani drugiego zwykle się nie posiada w wystarczającej ilości. W automacie zmieniamy język na English (po dwóch dniach można pomijać ten krok. W każdym razie Iza mogła), pokazujemy stację, wybieramy ile biletów chcemy, szukamy w panice przycisku Cash i wprowadzamy pieniądz do systemu. W efekcie dostajemy żółtego albo niebieskiego żetona, czasami plastikową kartę. Reszta normalnie.
Przesiadka to powtórzenie procedury zakupowej ale… Punkt odszukać stoisko firmy przewozowej bywa trudny. Czasami trzeba przejść spory kawałek, a oznakowanie jest fatalne. Same przystanki od zewnątrz też się nie wyróżniają. To znaczy nie ma wielkimi literami napisanego i widocznego z daleka „MRT”, „LRT” czy „KTM”.
Używaliśmy następujących wynalazków:
KLIA Expres – kolejka z lotniska do KL Central. Naprawdę szybko.
Rapid KL – do hotelu i dojazdowo do innych stacji – kolejka typu Sky Train
KTM Komuter – do jaskini – pociąg podmiejski
Monorail – jak chcieliśmy dotrzeć do KL Tower – dwa krótkie wagoniki na jednej szynie. Wszystko wije się zygzakami w powietrzu.
GOKL – jak nie chciało się nam iść i woleliśmy stać w korku – bezpłatny autobus z klimatyzacją i wi-fi. Kursuje w centrum miasta. Są 4 linie. Autobusy jeżdżą co chwilkę.


 Z ciekawostek. KTM pokazał nam, że pociąg do jaskiń odjedzie 10:35. Po 15 zmienili zdanie i zrobiła się 10:32. W efekcie przyjechał o 10:36. To się chyba względność czasu nazywa. W tych pociągach są różowe wagony tylko dla kobiet.


Kobiety mają też różową strefę do czekania na pociąg.


Zdania na temat tego, którą płeć to dyskryminuje były podzielone. Nie wiadomo też co zrobić z transwestytami.



 Murugan faktycznie spory i kawał schodów pod górę przed nami.


Odpuściliśmy sobie Dark Cave. Zwiedzanie, to prawie godzina, w ubiegłym roku kilka jaskiń było, a doby nie rozciągniemy. Wystarczyła ta ze świątyniami.



A w środku po hindusku. Pełno różnego rodzaju scenek rodzajowych i ołtarzyków oraz plac budowy. 



 W drodze do ogrodu ptaków rzuciliśmy okiem na miasto.



To mural z poprzedniego zdjęcia. Domki raczej do rozbiórki.



Po drodze był też Meczet Narodowy.


W samym parku zaplanowane było  zjedzenie obiadu. Knajpka ma miejsca na tarasie i tam warto usiąść. Ptaszyska są łase na wszystko co mamy na talerzu. Ten tukan był prawdziwy. Pochodził z rodzaju chciałabym a boję się.



W parku faktycznie spora część ptaszków lata luzem,


niektóre gniazdują,



tylko pawie pracują uczciwie.


Po parku wieża telewizyjna. Łatwo nie było. Znalezienie wejścia do KL Central od strony południowej jest w kategorii wyzwanie. Na samej stacji odszukane drogi do naszego MRT też do kategorii lekki, łatwy i przyjemny nie należało.


Fajna zabawka z tego MRT
Według mapy chwilę po wyjściu z MRT powinny być schody do parku przy wieży. Były ale zamknięte. Obeszliśmy w koło prawie cały park… Zgodnie ze starą malezyjską tradycją było jedno wejście do wieży. Podejście robiliśmy w deszczu i burzy. Z tego też powodu  nie wpuszczali na taras widokowy. Ale po przejściu prawie 5 km nie było siły, która nas łatwo powstrzyma.


Z góry bardzo łatwo można było ustalić drogę do hotelu: od wielbłąda w lewo. Wielbłąd pojawi się na końcu.



Sama wieża w nocy stara się być kolorowa.  
Na kolację sylwestrową poszliśmy do tej samej restauracji co dzień wcześniej.


Kolacja zarówno nam jak i kelnerom sprawiła wiele radości.


Happy New Year jak mawiali nam na każdym kroku.

Pozdrowienia dla Grażyny i Marka.
Kogoś jeszcze pozdrowić?

PS.
Króla nie widzieliśmy. Prawdopodobnie powrócił do domu.

piątek, 30 grudnia 2016

Dwie wieże

Po podróży trzeba odsapnąć i coś zjeść. Mieszkaliśmy w dzielnicy hinduskiej,


to i po hindusku jedliśmy.


Pragnę zwrócić uwagę na palce Izy. To curry. Kolor utrzymuje się 2 dni. Co się robi po jedzeniu? Zrzuca się zbędne kg. To poszliśmy  na spacer w kierunku dzielnicy wieżowców. W Kuala Lumpur (KL) zbudowali kilka wysokich budynków. Np Petronas Towers (7 i 8 miejsce w rankingu najwyższych)


A pod nimi jest park i fontanny,


które robiły dużo hałasu.


KL nocą robi wrażenie.


O 22 nic nie wskazywało na to, że zamykają sklepy. Tylko park nam zamknęli. Na pociechę złapaliśmy autobus GOKL. Są 4 takie linie. Ich zalety: klimatyzacja, Wi-Fi, są bezpłatne. Kolejność ma znaczenie. Zwłaszcza gdy temperatura odczuwalna dochodzi do 40 czego i Wam życzę.

Pozdrowienia dla Grażyny i Marka.
Martunia jesteśmy z Tobą ale nic nie zmieni faktu, że na kilka lat musisz zapomnieć o podróżach.


Wyprawa


Pobudka o 5 w nocy. Po co ja się kładłem o tej 2? Pierwszy odcinek to BZG-WAW  realizowane przez Astrę. Dla utrudnienia zbieramy Witka z Zamościa i Marzenkę z Bartodziejów. Daliśmy radę. Poszło gładko i na lotnisku mieliśmy godzinę zapasu.  Nie rozumiem tylko dwóch przerw na sikanie na odcinku 300 km.

Lotnisko przywitało nas informacją o opóźnieniu naszego samolotu. Szczęśliwie nie było powiedziane, że może ono ulec zmianie za co podróżnych przepraszamy. Oddaliśmy plecaki, namierzyliśmy gniazdka z prądem i oddaliśmy się oczekiwaniu na naszego B777.


Na lotniskach jest zwykle dostęp do Internetu. Na lotniskach nie ma zwykle gniazdek z prądem aby te urządzenia, które się połączyły z Internetem mogły przyzwoicie długo działać. Poszukiwaniem gniazdek nie jest zainteresowana Iza. Ma w swoim czytniku baterię na 2 tygodnie.


Samolociki Emirates są zwykle nowe i duże. Nowe oznacza najnowsze wyposażenie, duże oznacza największe z możliwych. Skoncentruję się na klasie ekonomicznej (o biznes i pierwszej wolę nie myśleć). W naszym B777 niedawno wymienili fotele. Taki fotel w oparciu ma telewizorek.


Do telewizorka już się przyzwyczaiłem ale fotela w takim wydaniu w klasie ekonomicznej jeszcze nie miałem.  Ekran dotykowy 13”, gniazdo USB do ładowania komórek, gniazdko 110V do suszarki do włosów lub laptopa, gniazdo USB do własnego czegoś, gniazdo słuchawkowe, pilot z dotykowym ekranem 5”.


Zawartość filmowo-płytowo-telewizyjno-growo-wszelaka na jakieś pół roku latania. I jeszcze zabawka do wyświetlania parametrów lotu typu prędkość, kierunek, wysokość, odległość od czego się chce…


Fajna zabawka


Obiecałem Agnieszce obiad.


Przeprowadziliśmy badania naukowe - dwóch docentów jakby nie patrzeć jest w ekipie. Otóż w tym samolocie (B777) Marzenka potrzebuje trzech foteli aby się rozebrać bez pomocy. Ja się rozbieram na jednym fotelu ale dwie dziewczyny muszą ciągnąć. 
Rękawy od bluzy.
 W Dubaju jest fajne lotnisko ale Internet mają do d... Udało mi się wycisnąć 64 kb/s. Do połowy serwisów nie da się przy tych parametrach zalogować.
Jest też taka nowa świecka tradycja... A właściwie to arabska.


Emirates mają najwięcej ze wszystkich linii lotniczych Airbusów A380. Zrobili dla nich osobny terminal. A380 jest największym samolotem pasażerskim, to i terminal do drobiazgów nie należy.


Tam na dole jest Marzenka.


 Każdy samolocik, ma też swoją "poczekalnię" przed wejściem na pokład.



Zawiodłem się na fotelu w A380. Był mniej wypasiony od tego z B777. Było o jedno gniazdo USB mniej i nie było tylu ustawień wyświetlania. 
Obiecałem Agnieszce śniadanie.



Lotnisko w Kuala Lumpur (KLIA) wydawało się małe. 
Do momentu kiedy okazało się, że do odprawy paszportowej jedziemy pociągiem lotniskowym. Raptem 10 minut ale zawsze. Zdjęć pociągów nie ma bo jechały za szybko. Z lotniska śmignęliśmy KLIA Expresem, a później linią KJ. O komunikacji w KL napiszę osobno.

Pozdrowienia dla Grażyny i Marka.

wtorek, 27 grudnia 2016

Odliczamy

Do wylotu pozostały 2 dni pora zabrać się za przygotowanie wyjazdu. To znaczy wyjazd chyba jest przygotowany bo mamy bilety na samoloty i hotele ale nie mamy zrobionych odpraw, wybranych ciuchów, sprawdzonej pogody itp.
Wszystko szło gładko, dopóki nie wydrukowałem kart pokładowych. Wydrukowałem, przeczytałem i okazało się, że Marzenka stała się Marzanką. Co mi pozostało. Zadzwoniłem do Emirates. Dowiedziałem się że za 50 USD mogę zmieniać. Luz. Następnie zostałem przesłuchany w czym tkwi problem. Problem był w Marzannie. Błahość problemu skłoniła Panią do stwierdzenia, że raczej odbędzie się bez kosztowo, musi tylko zadzwonić na lotnisko. Po drugim telefonie okazało się że literówki, to nie jest problem. Do trzech literek różnicy nikt się nie czepia.
Marzenka poinformowana o tym drobnym, nic nie znaczącym incydencie wyraziła oburzenie i wystosowała notę protestacyjną lub coś jeszcze. Jej nieprawdziwa wersja wydarzeń (podaję ją tylko z dziennikarskiego obowiązku) jest taka, że jak 14 lat temu zakładałem jej głupi adres mailowy, to zrobiłem tą „Marzannę” i teraz się ciągnie. Po pierwsze mogła nie używać tego maila przez ostatnich kilkanaście lat po drugie przed dwoma „n” pisze się „a”. Jeżeli jeszcze tak nie jest to się uchwali. Nie wiem dlaczego ale Agnieszka też uważa, że wymyślam głupie adresy mailowe. To, że jej wymyśliłem z 26 znakami przed małpą o niczym jeszcze nie świadczy. Sprawę związaną z Emirates uważam za zamkniętą.
Kolejna niespodzianka objawiła się wraz z liniami AirAsia. Otóż napisali, ze mamy sobie sami wydrukować przywieszki bagażowe i uczepić je do bagażu. Straszyli przy tym, że inaczej nie wpuszczą. Ogłaszam konkurs na szybkie wymyślenie sposobu uczepienia kartki A6 do bagażu w taki sposób aby nie odpadła w pierwszej minucie po uczepieniu. W konkursie nie może brać udziału McGayver i jego rodzina oraz powinowaci. Dla mniej świadomych dodam, że tzw. bagaż rejestrowany jest poniewierany na lotniskach do granic możliwości.
Po ogarnięciu niespodzianek zarejestrowałem się tradycyjnie na Odyseuszu. Taki serwis MSZ. Podobno dzięki temu wiedzą ilu rodaków włóczy się po dziwnych krajach. W założeniach chodzi chyba o to, że jak jakaś amba zje Związek Myanmy, to będą wiedzieli, że nas też zjadło i być może coś zrobią w kierunku wymuszenia wymiotów (u amby, tej co zjadła).
To jest chyba to miejsce, w którym pisze się o pakowaniu. „Czy jesteście już spakowani?” Kilka osób zadało to pytanie około tygodnia przed wylotem. W tej szczególnej sytuacji odpowiedź brzmiała „jeszcze się nie rozpakowałem po Oslo”. W innej sytuacji zrobiłbym duże oczy. Na tydzień przed wylotem się nie pakujemy bo się wygniecie. I tak się wygniecie ale wygniecenie jednodobowe jest akceptowalne. Po tygodniu w plecaku mogą zajść trwałe zmiany w ubraniach.
Proces pakowania odbywa się bezpośrednio przed wylotem. Witek zadeklarował, że zabrał się za to 12 godzin przed, Marzenka mniej więcej o tej samej porze zadzwoniła z pytaniem czy lecimy, bo wróciła do domu i jeżeli nic się nie zmieniło i jutro lecimy to musi się chyba spakować, jakieś 6 godzin przed planowanym opuszczeniem domu (czyli o północy) uświadomiłem sobie, że nie pamiętam faktu wrzucania ciuchów do plecaka, czyli nie jesteśmy spakowani. Usprawiedliwia mnie katar albowiem zatkane zatoki są w pobliżu resztek mózgu. O godzinie 0:30 CET plecaki były gotowe do drogi.
Sprawdziłem pogodę w Kuala Lumpur. Jednak zabieramy parasole. Ale taki monsun jest złośliwy... Zaczyna padać od piątku, a kończy w sobotę. W KL lądujemy w piątek, wylatujemy w niedzielę bladym świtem…

Pozdrowienia dla Grażyny i Marka.


sobota, 17 grudnia 2016

Nie upilnowali...

Mówiłem, że macie pilnować? Jakbym nie mówił, to ok. Ale mówiłem!
Człowiek wraca spokojnie do domu, a tu takie rzeczy w tv. Nie w tej porządnej co jedyną słuszną prawdę przekazuje, tylko tej co na pasku odwetowców z Bonn chodzi.
Jakieś dziwne głosowania w wąskim gronie, protesty pod Sejmem, jakiś dziwny osobnik z roześmiana gębą ucieka przed tłumem...
Was to nawet na chwilę w kraju samych zostawić nie można a ja chcę na 3 tygodnie wyjechać...

piątek, 16 grudnia 2016

To już jest koniec

Ostatni dzień. Nareszcie troszkę luzu inaczej mówiąc dodatkowe zajęcia terenowe czyli szybki przegląd tego co można w Oslo pooglądać Ciekawe skąd pogoda wie o czymś takim? Nie, nie pojawiło się piękne słońce. Była mgła nadająca się do krojenia nożem.
Ale zacznę od Króla. Jak już pisałem Król mieszka w takim miejscu, że nie dało się dojść z naszego hotelu na autobus i go nie pozdrowić. Pozdrawialiśmy więc Króla za każdym razem. Pojawił się nawet pomysł aby podejść bliżej i poprosić tych dwóch smutnych panów żeby go zawołali ale było za duże ryzyko, że znają polski. Bardzo dużo Norwegów zna polski. Biegle. Istnieje ryzyko, że znają polski lepiej od norweskiego. Król jak już pisałem ma na balkonie wzorzec choinki i nie wolno zrobić choinki z większą ilością lampek niż ma choinka królewska. Nie wiadomo czy Norwegowie maja takie prawo ale wiadomo, że się do niego stosują. W związku z zarzutem, że pisałem i nie pokazałem pokazuję:

Widoki były odrobinę zamglone ale robiły wrażenie. Park Vigelanda w scenerii czarno-białej jest chyba jeszcze mocniejszy od otoczonego zielenią. Uwaga! Zdjęcia poniżej zawierają dużo scen w kolorze.








Park jest z lat 30-40 ubiegłego wieku. Norwegowie chyba się nie zorientowali, że rzeźba może być w ubraniu, bo golasy rozpełzły im się po całym mieście. Te panie poniżej w ogóle nie wyglądały na zmarznięte.


Z innych atrakcji, to wskoczyliśmy jeszcze na chwilkę do Norsk Folkemuseum, Całkiem ładne miasteczka i wioski tam mają. Przekrój od 1600 do 2000, więc trochę straszno jak se człek pomyśli, że go za życia do skansenu chcą wrzucić.








 

Po pięciu dniach poszukiwań udało się też spotkać na parkingu żywe Volvo. Oto i ono specjalnie dla Leszka.


PS.
A żarcie norweskie nie dość, że drogie to jeszcze do d...


Tak nas przypiliło, że ani drzwi zamknąć ani ściągnąć portek nikt nie zdążył czego i wam życzę.