wtorek, 24 grudnia 2019

Sequel

Minęło kilkanaście dni od powrotu. Mogę zabrać się za wygrzebanie tego o czym nie napisałem z powodu braku czasu oraz tego czego napisać nie mogłem z racji braku odpowiedniej perspektywy.
Z braku czasu nie wrzuciłem czegoś co jest czymś na kształt muzeum gier i zabawek mechanicznych.

Tak naprawdę to nie tylko zabawki mechaniczne tam się znajdują. Znajdują się również zabawki komputerowe.

Przy jednej z zabawek Iza wypowiedziała na głos sugestię, że jest nowoczesna. Jakby to powiedzieć. Była to gra Star Wars. Początek lat 80' ubiegłego wieku. To mam takie trudne pytanie do tych, którzy cały czas czytają. Kto z Was urodził się przed 1980? Wyjaśniłem Izie, że ta zabawka nie jest nowoczesna. A to, że pamięta jak ta gra stała w knajpach to niestety świadczy o tym, że zaczynamy trzecią młodość.

Przypomniało mi się wówczas jak byliśmy kiedyś w skansenie w Lednicy i był tam budynek szkoły, a tym budynku klasa z czarną tablicą na której się pisało kreda i ławki z dziurami na kałamarz i ze stalówkami w obsadkach. Tak się jakoś dziwnie złożyło, że ławki, których używałem w pierwszych klasach podstawówki oraz obsadki i stalówki były dziwnie podobne...

San Francisco okazało się całkiem dużym miastem. Jeździliśmy na 3 dniowy bilet w aplikacji smartfonowej. Bilet jest u Leszka. Nie będzie kolejnego tramwaju linowego (Cable Car)ale będzie zwykły tramwaj zwany tam Streetcar. W San Francisco mają je jakoś tak od 1890. Raptem kilkanaście lat po kablowych.


Co ciekawsze, ta linia (F) ma niezmienioną trasę od tych 100 kilkudziesięciu lat. A mieli w tak zwanym międzyczasie kilka całkiem fajnych trzęsień ziemi. Poza tramwajami mają trolejbusy

i autobusy. Wg napisów na karoserii wszystkie są hybrydowe lub elektryczne.
Skoro było o komunikacji miejskiej, to teraz kilka słów o ulicach San Francisco. W streszczeniu: są one proste i pagórkowate.


I nie muszę chyba nikomu mówić, że nie mam zielonego pojęcia jak je fotografować

Z racji tego, że nie potrafię pokazać na zdjęciach tego co widziałem, przejdę do hydrantów itp. Z filmów wiemy, że nie wolno parkować przy hydrancie. Jak się zaparkuje, to mandat. Chyba nie do końca tak jest, natomiast charakterystyczne hydranty są.

I jeszcze telefony alarmowe do policji i straży (Iza nie dzwoniła tylko statystowała jako wzorzec metra)

Na Alkatraz płynęliśmy rano co dało nam szansę rzucenia okiem na pewne fragmenty miasta pozbawione turystów. Np Pirs 39.



A jak Pirs 39, to foki. Przy fokach nie było nikogo, a zwierzaczki pokazały co potrafią. I nie mówię tu o tych dwóch na pomoście.

Pobieżna obserwacja pozwoliła mi stwierdzić, że foki mają dokładnie takie same problemy jak ludzie.





Biorąc pod uwagę powagę sytuacji, uważam, że zachowały się lepiej niż ludzie. I nawet bardzo nie przeklinały. Mam nagranie.
Co tam jeszcze było. Były Święta. Daleko nam do braci za wodą w dziedzinie "przedświąteczności". W warstwie dźwiękowej mamy jednego wielkiego Jingle bella z każdej strony, w warstwie wizualnej wszystko co się da. To taki sklepik z nie wiem czym na Pirsie 39:


Nie wiem z czym gdyż poza dekoracjami niczego nie dostrzegłem. W hotelu w SF witał nas łoś

i mieliśmy taką oto wystawkę

Macy zafundowało miastu takie oto drzewo

A w Las Vegas, to mają Christmasa przez cały rok i trudno się było skoncentrować i wybrać. To wybrałem tą samą za jasnego i za ciemnego.

Nie wiem jak do tego doszło ale w Dolinie Śmierci nie spotkaliśmy ani jednego renifera z czerwonym nosem. Podobna sytuacja miała miejsce w Wielkim Kanionie i Kanionie Antylopy. Jakieś niedopatrzenie z ich strony...
Co jeszcze zrobiło na mnie wrażenie? Np pani z reklamy, która miała zachęcić mnie do zakupu butów (chyba). Agnieszka wie co tam było.

Z ciekawostek zakupowych. Aby kupić alkohol trzeba pokazać ID. Nawet taki stary pryk jak ja musiał to robić. Jak byliśmy w czwórkę, to każdy z nas musiał pokazać paszport. Uważam, że słusznie. W jednym ze sklepów Pan Sprzedawca powiedział, ze on widzi, że mamy więcej niż 21 lat, ale ma obowiązek sprawdzić. W sklepie są kamery i jak tego nie zrobi będzie miał problemy.
Jak już pojawiły się zakupy to jeszcze troszkę o ludziach. Zgodnie cała grupa odebrała mieszkańców tych stanów przez które sie przewinęliśmy jako pomocnych. Przykład najwyraźniejszy to zakupy łańcuchów na koła.
Jak już pisałem po powrocie do kraju zastałem karteczkę od TSA w plecaku. Ale to nie wszystko.
Cofnę się nieco w czasie, a konkretnie do poniedziałku 25.11.  Śpimy sobie smacznie a tu nagle o 1:30 komórka. Po chwili motania się odebraliśmy telefon z ochrony. Skoro alarm wyje to niech jadą. Po jakiejś pół godzinie oddzwonili. Niby wszystko ok tylko okna dachowe uchylone. Okien dachowych uchylonych na 100% nie zostawiliśmy, to nie pozostało nic innego jak telefon do Saszy, żeby sprawdził. Po dobrej godzinie zadzwonił. Okna dachowe owszem ale nie uchylone tylko rozszczelnione. I właściwie to nic dziwnego nie było poza mopem lezącym w poprzek korytarza. To faktycznie było dziwne, bo bez trzęsienia ziemi nie miał szans się tam znaleźć. Ze względu na brak śladów plądrowania daliśmy spokój mopowi. Niech spoczywa... A potencjalnym włamywaczom odpuściliśmy grzech nieumycia podłogi.
To teraz ponowny skok w czasie. Mamy ponownie piątek 06.12. Wchodzimy do domu i co widzimy? Martwą Roombę na środku salonu. Dla niewtajemniczonych. Roomba to przeciwpancerny odkurzacz samobieżny. Jakiś czas temu ustawiłem mu timera na poniedziałek... To się paskud aktywował i do końca akumulatora szalał po całym mieszkaniu. Nie przyznał się, ale mopa to on porwał.
Co jeszcze? Postanowiłem obejrzeć western. Fajnie się ogląda jak się zaczyna rozumieć dlaczego nie da się dojechać konno do jakiejś góry, którą widać w kadrze. Jak już byłem w ciągu, to się nawet rzuciłem na nowa wersję Siedmiu wspaniałych. Po pierwsze stara wersja była lepsza po drugie w Lucas Studio spotkaliśmy samurajów. Samuraje podobnie jak  Winnetou mówią po niemiecku.

Z rozpędu zaliczyłem też Ciężarówką przez Drogę 66. Jutro (25.12) o 17 na Discovery będą 2 ostatnie odcinki :).  Niesamowicie ogląda się miejsca, w których się chwile temu było...
To wszystko co mam do powiedzenia na ten temat.

czwartek, 5 grudnia 2019

Easy Rider

Troszkę o drogach już było. To teraz jeszcze troszkę o jednej drodze i o tym co co się na amerykańskich drogach dzieje. Wypada także napisać coś o drodze powrotnej.
Z opowieści przewodnika wyszło, że Amerykanie mają drogi od lat 20. Albo inaczej drogi, którymi można relatywnie szybko i relatywnie bezpiecznie przemieszczać na duże odległości. A odległości mają naprawdę duże. Nasze obserwacje wykazują, że większość powierzchni stanów Kalifornia, Nevada, Arizona i Utah to pustynia. Dzięki temu bez wycinki lasów można było zrobić drogi po prostej. Dla przypomnienia droga "prosta po horyzont" wygląda tak:

Międzystanowa 5 to mniej więcej takie coś. Z "piątki" uciekliśmy.

Pierwsza drogą międzystanową była drga nr 66. Łączy Chicago z Santa Monika i ciągnie się obecnie na 3 940 km.

W Seligman maja jakieś stowarzyszenie od tej drogi dzięki temu miasteczko (jakieś 500 dusz) funkcjonuje.


Chyba, że spadnie śnieg. Wówczas miasteczko przestaje funkcjonować i wszystko jest zamknięte.


Szczęśliwie nie daje się zamknąć widoku z zewnątrz.


Drogi mają moim zdaniem całkiem fajne. A skoro mają fajne drogi, to ich używają.

Ciężarówki mają naprawdę duże

i chyba dopiero teraz, jak sobie takiego dziesięsięciokołowca w naturze zobaczyłem, to tak do końca zrozumiałem film Konwój (1978)

Domy też wozili.

Ten domek wyżej jest, że tak powiem, stacjonarny. Wydawało mi się, że domy na kółkach, to taka mała fantazja filmowa. Nic bardziej błędnego. Oni maja mieszkalne autobusy i przemieszczają się tym po USA.

Tak, dobrze widzicie. Z tyłu "ciągnie się" osobówka. Zdjęcia robiłem z gnającego 110 km/h autobusu i niestety tylko na kilku daje się rozpoznać obiekty na równoległym pasie. Przez około 50 minut tego typu zestawów naliczyłem 12.

Niestety liczenie samochodów z przyczepionymi osobówkami usypia. Ciągną za sobą mniejsze pojazdy z prostego powodu. W wielu miejscach są znaki mówiące o tym, że pojazdy dłuższe niż 22 stopy mają zakaz wjazdu. Poza mieszkalnymi autobusami wloką też ze sobą przyczepki.

Przyczep mieszkalnych nie liczyłem. Więc dla ułatwienia przyjmujemy, że jest ich na drogach niezliczona ilość.


Taką przyczepę się później gdzieś stawia i w niej mieszka. Niektóre osiedla przyczep wyglądały na bardzo stacjonarne. Niestety nie mam przyzwoitego zdjęcia takiego osiedla.
A co do samych przyczep, to ta z lat 70' jest moją ulubioną.

Granice stanów już były. To jeszcze tylko amerykańskie oznaczenia dróg i możemy wracać do kraju.


Podany nad numerem drogi kierunek świata pozwala się zorientować w którą stronę jedziemy. My jechaliśmy głownie na wschód, gdyż jak wiemy tam musi być jakaś cywilizacja.
Na lotnisko dotarliśmy taksówką. Nasz Pan Kierowca pochodził z Pensylwani. Chyba mówił nawet coś o Filadelfii. Z rozmowy wynikało, że nie przepada za obecną władzą. Miał propozycję abysmy go zabrali do Polski. Pan Kierowca był Afroamerykaninem...
Lotnisko w Vegas jest duże. Wydawało mi się, że dam radę na zdjęciu pokazać jakie jest duże ale niestety koniec się nie załapał. Ginie gdzieś na horyzoncie. Nic dziwnego. Terminal ma jakieś 650 m długości.

To na pierwszym planie to automaty do gry. Stoją co około 200 m

Do Europy zawoził nas B787 w barwach KLM.

Leciał całkiem szybko.

W samolocie mieliśmy po trzy miejsca na 2 osoby. Wbrew pozorom to jedno miejsce daje bardzo dużo. U Leszka można zobaczyć jak to wygląda. Jeżeli chodzi o jedzenie, to wygrał Air France.
Do Warszawy dolecieliśmy planowo. I prawdopodobnie do domu też byśmy dotarli planowo. Niestety na A2 miał miejsce wypadek. Dowiedzieliśmy się o nim po minięciu ostatniego węzła, z którego można było uciec. Z Amsterdamu do Warszawy leci się 1:50 godz. W korku staliśmy 2...

W domu stwierdziłem, że mój plecak jest źle pospinany. Okraść mnie, za bardzo nie było z czego. Po otwarciu plecaka znalazłem taki o to list.
W streszczeniu TSA postanowiło sprawdzić czy nie wywożę czegoś zakazanego z USA lub nie mam zamiaru wysadzić samolotu w powietrze. Jak się okazało plecak był legalny.
Co uruchomiło alarm służb? Jak łatwo się zorientować nasz najlepsza inwestycja czyli łańcuchy :)
I tym optymistycznym akcentem kończę opis naszych przygód w USA. Za jakiś czas pojawi się sequel tego serialu z tak zwanymi przemyśleniami ogólnymi oraz uzupełnieniem braków.
Nie mam też pojęcia czy i gdzie będzie kolejna wycieczka.