wtorek, 3 maja 2016

Błękitne groty



Propozycja na nurkowanie we wtorek brzmiała: płyniemy do Keri Cave, jak się okaże, że nurkować nie można wracamy na miejsca z pierwszego dnia. Kilkanaście osób zaryzykowało, a trzynastka poszła do zaprzyjaźnionej dzień wcześniej wypożyczalni po 3 autka. Jest przed sezonem więc ceny są śmieszne. 27 EUR za samochód plus 13 EUR za paliwo daje 10 na łebka – jest to mniej niż cena taksówki do stolicy wyspy (7 km).
Do grot, które są na drugim końcu wyspy jechaliśmy w słoneczku. Jak wynajmowaliśmy łódź na godzinę, świeciło dalej pięknie, jak Agata wynegocjowała kolejną godzinę za pół ceny ciągle świeciło. Jak wróciliśmy ze sklepu pojawiła się chmurka, gdy wsiadaliśmy do łodzi pojawił się deszczyk. A później to zwyczajnie lało. Oczywiście nie siedzieliśmy na łajbie tej dodatkowej godziny.


Kiedy przestało padać?
Jak dobiliśmy do brzegu. Ktoś nie zgadł?

Co robić dalej?
Odpowiedź była oczywista. Jedziemy tam gdzie na pewno nie pada i gdzie nas nie było czyli na klify z zachodniej strony wyspy. Po przebiciu się przez góry potwierdził się nasze przypuszczenia, że tam nie pada. Przy okazji z jednego z samochodów wydobył się dym. Samochód z wypożyczalni więc się specjalnie nie przejmowaliśmy. No może poza jednym. Jak wtłoczyć 5 osób do 2 samochodów w których już są po 4 osoby.
Spalony pasek okazał się paskiem od wspomagania kierownicy. Usterka została uznana za mało istotną. Bardziej istotny robił się brak paliwa w dwóch bakach, bo piszczącym paskiem klinowym w trzecim samochodzie już się nie przejmowaliśmy. Szczęśliwie udało się dotankować za kolejną dychę.



Klify mają ładne.

Czasami dość wysokie.

Fala też była całkiem przyzwoita.

Całkiem udany dzionek. Tyle, że przyjechaliśmy tu nurkować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz