piątek, 20 października 2017

Torii

Tori to taka brama. Ta z jakiegoś powodu stoi w wodzie i robi się jej zdjęcia.


Aby się tam dostać musimy przejechać 2 przystanki metrem (ok 10 min od hotelu), dotrzeć Shinkansenem do Hiroshimy  (380 km), przeskoczyć na lokalny pociąg do Miyamijimaguchi  (30 km), przesiąść się na prom na wyspę Miyajima aby po 10 min być na miejscu.
Ile czasu to zajmie? W Japonii 4 godziny.
Poza Wielką Tori na wyspie jest masa klasztorów i kociołek, w którym podobno  grzeje się woda od 1200 lat.
Kociołek jest na górze. Góra ma ponad 500 m. Na szczęście wynaleziono kolejki linowe.


Po drodze spotkaliśmy lokalną zwierzynę.


Jelonki kiedyś mieszkały w lesie ale niby dlaczego miały nie skorzystać z restauracji?


Albo zaprzyjaźnionego rikszarza.


Główną artakcję mieliśmy szansę zobaczyć z dwóch stron. (Jedna była już na początku wpisu.)


Poza bramą jest oczywiście też zespół klasztorny.



W tych pięknych okolicznościach przyrody ruszyliśmy do kolejki do kolejki.


Szczęśliwie odległość do kolejki zależała od prędkości: 8 min spacerem, 6 jeśli trochę pobiegniesz. Myśmy poszli na skróty (5 min).


Z góry widać było jak gęsto zabudowana jest Japonia. Jedno miasto płynnie przechodzi w drugie.


 A to Hiroshima. Ludzi to prawie tylu co w Warszawie. Jak pamiętamy zostało podczas wojny zburzone nieco bardziej od naszej stolicy.


Jakoś lepiej poradzili sobie z odbudową. Ale wróćmy do kociołka. Trzeba było do niego odrobinkę podejść. Po drodze były oczywiście okoliczności przyrody


i figurki w czapeczkach.


A momentami bez czapeczek ale w sporej gromadzie.


Kociołek faktycznie też był i było widać na nim było znaki czasu.


Wycieczka do kociołka troszkę nas przesunęła w czasie, to znaczy zrobiło się późno. Trzeba było szybko dopaść prom i wracać do Hiroshimy. A tu po drodze niespodzianka. Ukradli morze.


Do Tori da się podejść! No to idziemy. Ubyło prawie 2 m wody.


I dopiero teraz było widać jaka wielka jest ta brama.


Hiroshima jest jednym z niewielu miast w Japonii, które mają tramwaje. Wydawało się, że przejazd do parku Pokoju zajmie moment, a trwał prawie pół godziny.



Z Hiroshimy wróciliśmy innym Shinkansenem niż zwykle (ładnie brzmi, prawda?),


czego i wam życzę.

Pozdrowienia dla Grażyny i Marka

Inni też tam byli, tyle że obyło się bez wina i miodu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz