niedziela, 22 października 2017

Nara czyli TY 1721

Z racji braku dostępu do wołowiny kolejny dzień został ogłoszony fakultatywnym. To znaczy wszyscy jadą zwiedzać Narę (ale o różnych godzinach  w zależności od tego o której wstaną), a później chętni  jadą do Kobe na krówkę.
Nara to takie Gniezno. Jedzie się tam 45 min pociągiem z Kyoto. Dla uściślenia Japońskim pociągiem kategorii Rapid Service. Co do pociągów, to mają tam: 2 kategorie Shinkansenów – my byliśmy skazani na te powolne, Limited Express, Ekspress, Special Rapid, Rapid i Local. Local zatrzymałby się nawet na Bydgoszcz Bielawy, a Limited Express nie zatrzymałby się na Leśnej.
Do Nary, ku zaskoczeniu wszystkich dojechaliśmy planowo. Lało. Zdecydowaliśmy się na BusPassa jednodniowego. Trzeba przyznać, że w dziedzinie biletów na komunikację miejską, to mają fantazję.


Tak, to jest kawałek drewna na sznurku.
Dzielnica Naramachi pełna starych domków nawet w strugach deszczu robiła duże wrażenie.


Sam deszcz to ja nawet potrafię zignorować. Ale nijak nie potrafię zrobić tego z deszczem padającym na obiektyw. Te kropki koszmarnie psują zdjęcia.


Pierwsza świątynia - Gangoji - była prawie pusta. W sensie braku ludzi, a nie obiektów. Z ciekawostek jest to pierwsza świątynia buddyjska, która powstała w Japonii w (VI wiek)


Na zapleczu miała cmentarz. To znaczy właściwie to chyba miejsce gdzie się jakoś upamiętnia zmarłych. I były też tradycyjne odciski stóp Buddy.


 Na terenie była tez całkiem przyjemna salka do medytacji.


No i oczywiście deszcz.


A pod drzewem leżał diabełek.


Kolejny punkt programu niestety trzeba było zaliczyć z buta. Poczłapaliśmy wśród domków do świątyni Kohofukiji. Obiekt był już przez naszych zdobyty. Grupa fakultatywna Kasia, Michał, Witek właśnie z niego wychodziła.


Niestety tutaj również krzywo patrzyli na robienie zdjęć. To znaczy zdjęć  wnętrza. Zewnętrze można było pstrykać do woli. W odwecie zrobiłem zdjęcie świątyni z naprzeciwka.


Kolejny świątynia – Todaiji jest najważniejszym obiektem z listy zabytków. Odległość, z racji pogody była taka raczej autobusowa. To złapaliśmy kolejnego żółtego (Nara Loop Line) i podjechaliśmy 3 przystanki. Tutaj dopiero zobaczyliśmy jak lokalna atrakcja potrafi być nachalna. Wystarczy kliknąć na obrazku poniżej.


Tutaj też ponownie spotkaliśmy drugą grupę fakultatywną. Twardziele szli parkiem.


Nareszcie mi pozwolili robić zdjęcia. Nie będę się rozpisywał. Budda jednocześnie z brązu i z 8 wieku oraz dwóch z 12 generałów. W sumie całkiem ładne wnętrze.


Najciekawiej wyglądał Binzuru. Zastanawiałem się czy można go podmienić na Kasię lub Izę.


W drodze do muzeum spotkaliśmy trzecią grupę fakultatywną czyli Agnieszkę i Leszka. Szli do wielkiego Buddy. A my po muzeum ruszyliśmy droga tysiąca latarń do Kasuga Taisha Shrine.


Ciekawa ścieżka. A na niej całkiem ciekawe zwierzaczki.


 Daniele są święte. Sprowadził je któryś król i od tego czasu łażą po okolicy. Są nawet specjalne ciasteczka, żeby je dokarmiać. A latarenek faktycznie sporo zgromadzili.


Kolejny punkt  mieliśmy osiągnąć autobusem 70. Niestety z analizy japońskiego tekstu wyszło, że w soboty i niedziele nie jeździ. Decyzja była jedna. Wsiadamy w co bądź i wracamy. Co bądź przyjechał i już po godzinie z kawałkiem byliśmy w Kyoto. Niestety zamknęli nam jedną świątynię. Cóż było robić poczłapaliśmy do dworcowej garkuchni na ryż z owocami morza.
Na dworcu uzyskaliśmy kolejny dowód na to jak uczciwi i pomocni są Japończycy.


Dlaczego padało? Bo przypętał się tajfun o dźwięcznej nazwie TY1721 (Podobno miał na imię Lan). Stan z niedzieli wieczorem był taki jak na obrazku. 


My jesteśmy troszkę powyżej tekstu 18UTC, 22 Oct. Tokio jest przed kropką z 00UTC… na tej białej linii… Jakby te tajfuny nie przynosiły deszczu to dla mnie są akceptowalne. No chyba że się znajdę w czerwonym kółku, tam wieje powyżej 50 kt (knot to węzeł, a węzeł to mila morska na godzinę).
Tak wiedzieliśmy, że Nara jest znacznie bliżej tajfunu (na tym czerwonym kółku). Tak, mogli nam nakazać ewakuację. Ale dla nich tajfun jest normalnym zjawiskiem i dopóki jest ogłoszone tylko przygotowanie do ewakuacji, to się nie ucieka tylko zachowuje normalnie.
Z ciekawostek meteo.W tej chwili jest to JEDYNY tajfun na naszej planecie. Nie ma to jak być wybrańcem losu.
  
Pozdrowienia dla Grażyny i Marka.


PS.
Jak się oglądało te daniele, to człowiek momentami odnosił wrażenie, że to nie Nara tylko Poznań.

Grupa druga i trzecia udawały się na wołowinę. Dzięki temu wiemy jak wygląda tajfun z jeszcze bliższego bliska


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz