piątek, 11 sierpnia 2023

Roverem po Albanii

Dzisiaj jest piątek i okazało się że jesteśmy w Albanii a nie w Belgii. Życie. W planach jeep safari i mały trekking w górach.



Góry na wszelki wypadek nazywają się przeklęte. Co do jeep safari to było ale ... Nie mieliśmy jeepów tylko Land Rovery

i nie było safari (niby skąd tu żyrafa?), tylko dzika jazda serpentynami. Praktycznie Z poziomu morza podjechaliśmy na 1555 (wg zegarka)

i zjechaliśmy do Teteh na jakieś 550.





 Brzmi niewinnie z tą trasą. Nie wiem czy ktoś zwrócił uwagę, ale na tylnym siedzeniu nie ma okien ani blachy ochronnej tylko rury. Tam wieje. I to nie jest wianie z pieca tylko z zamrażarki. Tak więc przy plus 20 dużo tył zakładał co się dało, żeby przetrwać.

Zanim przejdę do spaceru, to jeszcze słów kilka o trasie. Była malownicza. MIjaliśmy największe albańskie więzienie,

sprzedawców wszystkiego

oraz całkiem sporo pełnoprawnych użytkowników drogi z pierwszeństwem przejścia.




To ruszamy pod górę.

w sumie tylko po to, żeby przejść przez mostek, 

który doskonale było widać z dołu 


i dla kilku widoczków.

Tak naprawdę to była tylko przygrywka. Spacerek do prawdziwego wodospadu był nieco później. 



Żeby nie było, że szliśmy jakąś brukowana alejką. Były przeszkody wodne do pokonania w różny sposób

i było generalnie pod górę po kamieniach, nawet jak zrobili dookoła murek, żeby się nie zgubić.

Trzeba oddać Albańczykom, że trasa był ładnie oznakowana

i miała pełno okoliczności przyrody.

Daliśmy radę. 

Teraz sam wodospad (bez zdechlaków).

Nawet do niego wlazłem i mi nie odpadły nogi. 
Z ciekawostek albańskich. We wsi jest tzw. kula - wieża w której mógł się schronić najstarszy syn rodziny aby uchronić się przed zemstą klanu.

Dwa pietra i strych. W środku wygląda mniej więcej tak:


Na koniec kościółek


i ludzie w tradycyjnych strojach.

PS.1.

Dalej próbujemy jeść vege,

ale nam nie wychodzi. Z tej rozpaczy chcieiśmy zamieszkać na przełęczy (zaraz za owieczkami).

PS.2
W Szkodrze nasz hotel był czymś na kształt dodatku do stacji benzynowej. Zjedliśmy najfajniejszą kolację (porównuję z późniejszymi, bo mi się znowu oś czasu rozjechała we wszystkich kierunkach). a do kolacji było lampka wina (albo dwie). Niestety zapomniałem zrobić fotkę obiektowi o dźwięczniej nazwie w Arifi.

PS.3
Żeby nie było, jesteśmy w Albanii i mamy na to dowody.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz