czwartek, 12 stycznia 2017

Rejs

Szczęśliwie kulturalno-oświatowego nie było. Był natomiast na statku pan biegle władający jakimś językiem. Jego zdaniem był to język zrozumiały dla białego człowieka, czyli chyba angielski. Mówił nam na początku, że płyniemy do Bagan (albo pytał czy tam płyniemy), wyjaśnił zasady użytkowania statku albo powiedział jak długo się tam płynie. Statek płynął zakosami. Teorie są dwie. Ja się skłaniam do tej z u-botami.
Na górnym pokładzie było super (poza spalinami z komina).  


Niektórzy nawet chodzili boso. Pewnie z przyzwyczajenia.
Obserwacja rzeki  skłania do następujących refleksji:
Po pierwsze ta rzeka – Irawadi – żyje. Jest ciągły ruch statków i barek ze wszystkim.


Resztę wrzucę na zonerama.com jak tylko się do tej strony dobiorę i będzie to gdzieś tu.
Po drugie ta rzeka daje życie. Ludzie mieszkają na brzegu i na niej.


Mieszkają w namiotach i szałasach. Prawdopodobnie nie głodują, bo ryb jest mnóstwo, chodzą czysto ubrani, bo maja w czym wyprać … Dodam, że w Myanmarze nie ma opieki socjalnej. Emerytury mają zapewnione tylko osoby z sektora opłacanego przez państwo.
A różnica społeczna wygląda tak:


Kupa wolnego czasu pozwoliła uzupełnić brakujące zdjęcia z imprez sylwestrowych. Innymi słowy uzupełniłem Powrót króla
Oraz doprowadzić do wstrząsającego odkrycia, że nie napisałem o jednym obiekcie. Ale był zaraz po trekkingu, to mogłem z przegrzania przeoczyć. Tym samym doszły Zaginione pagody

Pozdrowienia dla Grażyny i Marka.
O Volvo chyba przestanę pisać, zwłaszcza, że przesiadamy się na bryczki i rowery.
Ale o miłośniczkach znaków nie zapomnę. Nawet jak mnie olewają i nie rozwiązują zadań konkursowych. Co powiecie na te znaczki?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz