sobota, 14 stycznia 2017

...rowery dwa...

U - a - ha - rowery dwa 
U - a - ha - górale
U - a - ha - rowery dwa 
U - a - ha - na polu stały.
U - a - ha - rowery dwa
U - a - ha - górale
U - a - ha - rowery dwa
U - a - ha - na polu chwały
Tyle jeżeli chodzi o utwory muzyczne. Myśmy potrzebowali cztery górale.


Królestwo Bagan lata świetności ma za sobą. Pod koniec XII wieku przyszli Mongołowie. W sumie rozwijali się jakieś 400 lat. Budowę świątyń rozpoczął król Anawrahta Panował jakoś tak w okolicach Bolka Chrobrego może troszkę później. Wygrał kilka wojen i w dowód wdzięczności rozpoczął budownictwo sakralne w regionie. Jego następcy robili dokładnie to samo.


Im późniejszy, tym więcej większych pagód. 


Jeden z ostatnich, aby odkupić winy za zabicie ojca i brata zbudował całkiem sporą piramidę. W efekcie, w wyniku wyrzutów sumienia z powodu brata oraz zbyt dużego przywiązania do religii całkiem dobrze prosperujące królestwo upadło. Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń współczesnych jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.


Pierwszego dnia odbyliśmy rekonesans na konikach. To znaczy przejechaliśmy się bryczkami i zgodnie z tym co piszą w przewodnikach oczom naszym ukazał się las…


Drugi dzień to już próba samodzielnego podboju Baganu na rowerach. Nieprawdą jest jakoby ruch był mały. Niestety aby z Nowego Baganu dostać się gdziekolwiek trzeba przejechać kawałek asfaltówką. Poza spalinami okrutny hałas – trąbią w sposób prawie ciągły.


Poza stupami fascynujące są też kaktusy. Czegoś takiego nie widziałem. Szkoda, że przekwitły.


Moje przemyślenia rowerowe są następujące. Rower górski jest przydatny. Jak już się zjedzie z asfaltu, to droga bywa: kamienista, piaszczysta, pod górę, lub wszystko razem. Przed wyjazdem warto sprawdzić dokładnie działanie wszystkich elementów – Izie nie działała tylna przerzutka. Do nawigacji sprawdziła mi się apka Maps.Me. Są na niej praktycznie wszystkie stupy, z opcją wyszukiwania włącznie. GPS działa ale chwilkę trzeba poczekać aż się zorientuje gdzie jesteśmy. Wydaje mi się, że z mapą papierową byłoby trudniej. Zwłaszcza, że to co oznaczone jest jako ścieżka może być zarówno drogą dla traktora jak i ścieżką dla krowy.


Pisałem już wcześniej o dość swobodnym podejściu do zabytków. Wszystkie obiekty, które odwiedzaliśmy lub stały sobie przy drodze pochodzą mniej więcej z lat 800-1200. Sporadycznie były karteczki o zakazie wstępu, nie natrafiliśmy też na strażników. Zgadzam się, że pasjonatów zabrania do domu tysiącletniej cegły wielu nie będzie ale czy ktoś sobie wyobraża aby w Polsce 1000 letni posąg Buddy z brązu sobie tak stał w małej kapliczce na środku pola bez obstawy. Dobra może Budda jest u nas mało popularny ale wiadomo o co chodzi.


Niektóre obiekty odnowili lub są w trakcie.

Te sceny z życia Buddy pochodzą z XI wieku. Jak zauważył Witek ołtarz Wita Stwosza chronimy przed wpływami atmosferycznymi jak się da. Te figurki w porze mokrej przyjmują wilgoć, w suchej oddają. Raz na 200 lat ktoś je troszkę odmaluje i tak sobie na świeżym powietrzu, bez strażników przez ostatni 1000 lat patrzą na odwiedzających.


A to jedyne rzeźby, które były za kratą.  


Ta piramida, która była na początku nie doczekała się remontu (chwała za to wszystkim Natom) ze względu na zła karmę.


Dzięki temu w środku zachowały się resztki oryginalnych malowideł.


i oryginalna kolorystyka malowideł. Te złote ciapki, to płatki złota przyklejane przez wiernych.


A żeby nie było, że łażenie po 1000 letnich budowlach, to bułka z masłem. Aby zrobić to zdjęcie, trzeba było 


przecisnąć się przez taką klatkę schodową. Pod koniec był jeszcze zakręt o 90°.


Jak już pisałem na posiłki chodziliśmy do rodziców Zoo. W poprzednim odcinku nie było zdjęcia. Zakładam, że uważny czytelnik zorientuje się kto jest kto. Dla ułatwienia dodam, że większość naszej ekipy jest mniej więcej na żółto.
Witek zachorował. Nie wiemy na co. Przypuszczalnie nie opisana choroba tropikalna. Do ostatniej kolacji nie wziął Coli i zjadł tylko jedna zupkę w dodatku warzywną z makaronem. Biorąc pod uwagę, że cały dzień jeździliśmy na rowerach, a na lunch zjadł 3 lokalne pączki stan oceniam na poważny.

Pozdrowienia dla Grażyny i Marka
Niektóre powozy są być może BMW ale ani jeden nie spełniał wymogów Volvo.
Dotarliśmy nad morze. Właściwie to Ocean Indyjski, a konkretnie Zatoka Bengalska. Uskuteczniamy LB, co skutkuje chwilowym zawieszeniem działalności pisarskiej. Poza tym w dalszym ciągu czuję siodełko od roweru. Na jutro prawdopodobnie mamy wynajętą łódź. Do końca nie wiemy. Pan w recepcji mówił z silnym birmańskim akcentem. Prawdopodobnie po angielsku.

PS
Stan Witka pogorszył się. Odmówił trzeciego cukierka z wiórami kokosowymi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz