niedziela, 1 stycznia 2017

Tam i z powrotem

Czy jest coś piękniejszego od pobudki w Nowy Rok o 3:30? No ale jak ktoś chce wylecieć do Yangon o 7:55, to nie ma zmiłuj i o 4 trzeba się ewakuować z hotelu. Szczęśliwie o tej godzinie nie ma korków i już po 50 minutach byliśmy na lotnisku. Brak korków nie oznacza baraku ruchu. Ruch był i to całkiem spory. Jak ktoś planuje wizytę w KL i będzie musiał dostać się na lotnisko o ludzkiej godzinie zdecydowanie polecam KLIA Expres lub KLIA Transit. Wprawdzie przy grupie powyżej 3 osób będzie prawdopodobnie drożej niż taksówką ale jest gwarancja  zdążenia na samolot. Nasza taksówka zamówiona prze Internet na www.taxi2klia.com kosztowała 130 RM, pociąg z KL Central kosztuje 55 RM.  Lecieliśmy chyba największą tanią linia – Air Asia. Jest na tyle duża, że ma nawet swój własny terminal – KLIA2. Mały to on nie jest.
Do Myanmaru jest potrzebna wiza. Zrobiliśmy taka on-line na stronie ichniego MSZ. Formalnie nie jest to wiza tylko promesa wizy. Podeszliśmy do okienka Visa on Arrival, a pan zamachał, że mamy iść prosto do kontroli paszportowej. Nie ma sensu jeździć po wizę do ambasady Związku Myanmy w Berlinie albo wysyłać tam paszport. Wizę róbcie tylko na stronie MSZ Myanmy.
Pan z Myanmar Travel czekał na nas zgodnie z umową. Miał prawidłowo napisane moje imię i nazwisko. Chyba pierwszy taki przypadek. W Azji potrafią zrobić cuda z nazwiskiem białego człowieka. Wymieniliśmy walutę. Maja fioła na punkcie wyglądu banknotów amerykańskich. Musi być jak z drukarni. Nominały poniżej 50USD mają niższy kurs. W Yangon walutę można wymienić na każdym kroku.
Plan na dzień pierwszy był taki:
1. Zostawiamy toboły w przechowalni hotelowej
2. Leziemy na dworzec główny
3. Wsiadamy do pociągu kursującego dookoła miasta – Yangon Circle Train
4. Objeżdżamy miasto w kółko – 3h
5. Wracamy do hotelu, bo powinno być już po 14 i zaczyna się doba hotelowa.
Realizacja wyglądała tak, że pan z Myanmar Travel pogadał chwilę w recepcji i dostaliśmy klucze do jednego pokoju.


Zanim na dobre usiedliśmy zadzwonili z recepcji, że drugi pokój też jest gotowy. Zaczęło się całkiem dobrze. Internet pokazał, że do najbliższej stacji na linii okrężnej mamy jakieś 400 m. To poczłapaliśmy na naszą Shan Road Station. Budynek stacyjny okazały nie był


ale za to rozkłady jazdy czytelne, osobno na dni robocze i osobny na dni wolne.


Prawa i obowiązki podróżnych też opisane były w przejrzysty sposób.


Pomimo tej przejrzystości wszystko wydawało nam się jednak nieco zakręcone. Zapytaliśmy pana o której będzie pociąg i dostaliśmy radosną odpowiedź: comming soon. Wypowiedziane to było w taki sposób jakby pociąg był prawie na peronie. Ile może kosztować bilet na pociąg pokonujący w 3 godziny dystans około 50 km? Kosztuje 200 kyat. Ile to jest? To 1/8 USD czyli około 0,5 PLN… Stacja miała dwa perony, to jeszcze tylko dopytaliśmy który i zbiegliśmy.


Czekaliśmy raptem około 15 minut. Czyli pociąg przyjechał planowo.


 I to jest ta różnica pomiędzy pociągiem w Yangon, a pociągiem w Kuala Lumpur o którym będę pisał wczoraj. (Jak już się osoby czytające na bieżąco zorientowały w związku z pętlą czasu wczorajszego wpisu  jeszcze nie ma .)
Co tu pisać. Wrzucam zdjęcia i sami zobaczycie jak to wygląda.


Jedna rzecz jest istotna, zachowanie ludzi. Wobec nas i wobec siebie. Są bardzo uprzejmi. Są uśmiechnięci, pomagają sobie wzajemnie, a każdą starszą osobę darzą dużym szacunkiem. W tej dziedzinie dzieli nas (tzw. kulturę zachodnią) od nich (dzikich Azjatów) całkiem spory rowek. Obawiam się, że go łatwo nie przeskoczymy i pozostaniemy w tyle.


W pociągu nie grozi też śmierć głodowa.



A za oknem toczyło się życie „dworcowe”. I doskonale było widać termin rozwarstwienie społeczne.



Po trzech godzinach faktycznie byliśmy z powrotem.
Wieczorkiem była zaplanowana Shwedagon Pagoda – symbol Myanmaru, jedno z najbardziej świętych miejsc Buddyzmu Therawada . Pagoda jest 3,5 km od hotelu czyli idealnie na wieczorny spacerek.
Trzeba jej oddać, że wrażenie robi. Zarówno sama pagoda


jak i inne obiekty wewnątrz kompleksu.


To jest jedno z tych miejsc których nie lubię. Nie wiem na czym się skupić. Prawie każdy z setki obiektów jest dopieszczony i chciałbym go sfotografować. Straszna męczarnia.



Do hotelu wróciliśmy bez problemu.

Pozdrowienia dla Grażyny i Marka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz