poniedziałek, 28 grudnia 2015

Pola ryżowe

No to zaczynamy spacerek. Po 10 godzinach snu w lodówce nic lepszego nas nie pobudzi do życia. Oni tu maja taki zwyczaj przewozu turysty. Klima na minus 100 i jedziemy. Klient zamarznięty jest mniej awanturujący się jak wiemy z Misia
Zaczynamy od śniadanka. Na próbę bangsilog, porksilog, chicsilog i ktoś zamówił american breackfast. Powiedzmy, że większość była jadalna. Widok z ona w knajpie był mniej więcej taki jak na obrazku. Nie ma się czym zachwycać.

W knajpie zostawiliśmy vana. Dalej był już tylko jeepnej. Jeepnej jaki jest każdy widzi.


Klima działa już przy prędkości 10 km/h, spaliny wzbogacają atmosferę przez całą drogę. A po tych drogach nie każdy da radę. Naszym zdaniem ten pojazd może wszystko, ludzie jadą w środku, na dachu i po bokach, a sztuka zdobnicza wspina się na szczyty. Pobieżna analiza pojazdów tej marki pozwoliła mi wyciągnąć następujące wnioski: mają bardzo liberalną drogówkę, pan od przeglądów rejestracyjnych ma cały czas zamknięte oczy, warsztaty blacharsko-lakiernicze to podstawa przemysłu, a wsiadanie w biegu do tego pojazdu jest sportem narodowym uprawianym od dzieciństwa.

Jeepnej jeździ zawsze do końca. Czasami jest to koniec pojazdu, a czasami drogi. W naszym przypadku skończyła się droga. Drogi nie są liniami prostymi tylko odcinkami, czyli jak wiemy z geometrii mają swój początek i koniec.

Brak drogi umożliwiającej ruch kołowy zmusza do ruchu pieszego lub w przypadku Star Wars, Awatara itp wymusza użycie maszyn kroczących. Niestety takie maszyny nie są w powszechnym użyciu. Zwyczajem ludności lokalnej udaliśmy się do wioski na własnych nogach. Podobnie jak oni, też mieliśmy coś na plecach.

We wsi oraz w jej okolicach nie istnieje transport kołowy. Wszystko musi być dostarczone na własnym grzbiecie. Oznacza to żywność, materiały budowlane, lodówki, chorych i tak bez końca...
















Po "chwili" spaceru człowiek pełen dumy z siebie docierał do hotelu. I teraz obrazek z gatunku "widok z okna w hotelu", z dużym naciskiem na to ostatnie słowo. Bo to na zdjęciu, to cały nasz pokój i okno z widokiem. A i jeszcze Iza - nie miała jak się wydostać bo stałem w przejściu.


Jak już udało się odpocząć, ruszyliśmy na spacerek po ryżowiskach. W Internecie piszą, że pola mają 2000 lat ale nasz przewodnik powiedział, że to legendy i jego dziadek mu mówił, że mają tylko 1000 lat. No to poszliśmy po tych "nówkach". 





Zawsze mnie zastanawiało jak się wchodzi na murek wysokości 5 metrów bez drabiny. Dowiedzieliśmy się bardzo szybko. Szczęśliwie pierwsze szkolenie było na niskim tarasie. Później, to już było z górki. 





















Poćwiczyliśmy sobie marsz krawędzią ryżowiska z jednoczesnym sprawdzeniem czy potrafimy zachować równowagę na ścieżce o szerokości do 20 cm, która znajduje się nad przepaścią. 




Teraz już wiem po co były te ćwiczenia w podstawówce w chodzeniu po odwróconej ławeczce. Normalnie za komuny potrafili wszystko przewidzieć (ławeczka, Trybunał Konstytucyjny....)
Co do okoliczności przyrody nie będę się rozpisywał powrzucam obrazki. Różnica wysokości pomiędzy wioską na dole a poziomem gdzie jest szkoła to 700 m. Nie ma windy. 
Tutaj mamy ryżowiska z kilkoma białymi, których z trudem ustawiłem tak, żeby niczego nie zasłaniali, bo mieli silne "parcie na szkło".

Tu udało mi się zrobić coś bez nich

Znowu wystawili główki (no nie ma nich siły)

Prawdopodobnie byli zbyt zmęczeni aby mi zasłaniać krajobraz.

P.S.
Nie jest prawdą jak piszą w Sieci jakoby blog zamilkł w związku z nowymi regulacjami prawnymi dotyczącymi mediów (to się kiedyś cenzura nazywało i było na Mysiej). Blog jest prawomyślny i prorządowy, tak jak jego autor. Natomiast nie dyskutujemy z autorem którego rządu to dotyczy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz