piątek, 25 grudnia 2015

Wielki smog

Smog nam nie straszny. Wskaźnik AQI na poziomie 500 z ogonkiem też nam nie straszny. Mamy po dwa płuca i jedno może iść na zmarnowanie. Smog działa tak, że nie widać słońca i wydaje się, że to już ten moment kiedy nie ma niczego. I jeszcze drapie w gardło.

Plan był prosty: informacja turystyczna w celu zdobycia wiedzy o lokalizacji Białej Dagoby, spacer parkiem Beihai do Wieży Bębnów, następnie Wieża Dzwonów i skaczemy do Konfucjusza. A wyszło jak zawsze. Przed parkiem nie było biura IT, ale co to dla nas, wleźliśmy patrzymy a na środku wyspy Biała Dagoba. Ładny obiekt.


Chwila nam zeszła na obejście wszystkich świątynek i innych zakamarków.










































Smog działa też tak, że nie widać zbyt daleko i albo przykrył wcześniejsze punkty IT albo nam jakoś umknęły. Ten który znaleźliśmy zaoferował kilka mapek Pekinu z co ciekawszymi atrakcjami. Odkryliśmy tam coś o nazwie Dom Herbaty związane z księciem Kung. Księcia nie znamy ale liczyliśmy na herbatę. O murach już pisałem? No to obeszliśmy całą dzielnicę hutongów aby się dowiedzieć, że zamknięte do 2016. Hutongi to taki mikroskopijne domki dla całej masy Chińczyków. Tak podobno budowali 200 lat temu.



Jak przystało na Chińczyków starają się aby dorównać reszcie „cywilizowanego” świata. Starają się i nawet coś im wychodzi. Styl prawdopodobnie jeszcze nie został opisany ale za 1000 lat jak to odkopią, to pewnie nazwą ładnie dynastią Donalda KFC Kinga Burgera.

Po zapoznaniu się z wizją Pekinu dla turysty z USA udaliśmy się na spacerek do wieżyczek. Jedna nazywa się bębnów (zgadnijcie, dlaczego?),


A druga dzwonów. Z tą drugą to oszustwo. Jest jeden dzwoneczek, raptem 68 ton miedzi. Wszystko wskazuje na to, że w Pekinie wyeliminowali złomiarzy.




Jak zleźliśmy  okazało się że robi się późno i głodno. Znaleźliśmy  fantastyczny lokal. 4 * Michelin. Jakieś 30 m powierzchni, ściśle zintegrowany z kuchnia i magazynem. Już wiemy jak się wygniata pierogi.
Na Konfucjusza czasu już nie było (wszystko zamyka się około 17), więc ruszyliśmy do Muzeum Wojny. Taki gratis dla Witka. Dużo amerykańskiego sprzętu tam zgromadzili. Późniejszego niż wojna w Korei. Ciekawe skąd go mają?


Na kolacje zaszaleliśmy rybą z czymś. Ani jedna osoba w knajpie nie znała innego języka niż chiński. To znaczy może znali ale nie potrafili powiedzieć jak się ten język nazywa. Rewelacja. Nagroda dla każdego, kto wybierze dodatki pasujące do dania nie wiedząc, że o nie chodzi w pytaniu i przy menu napisanym po chińsku.




A teraz konkurs!
Przed Wami historyjka obrazkowa ze ściany z gazetami. Sądząc z koloru nie omawiamy tu spraw błahych. Bardziej deklaracje wyborcze...
Konkurs wygrywa ten, kto najlepiej przetłumaczy teksty występujące na każdym obrazku.




Smog nie zszedł do końca dnia.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz