wtorek, 22 grudnia 2015

Spakowani

Znowu się udało. Do plecaków zostało wtłoczone  wszystko co będzie potrzebne. Przynajmniej dzisiaj tak się wydaje. Pojutrze oczywiście zaczniemy robić listę braków aby przy kolejnej okazji zabrać jeszcze więcej zbędnych drobiazgów. W sumie razem z podręcznym wyszło około 32 kg na dwie osoby i 25 dni. Znowu taszczę prawie 6 kg zabawek związanych z fotografowaniem. Musze sobie jakiegoś innego zajęcia poszukać na wyjazdach.
Jak się wywlecze plecak po roku, to fajne rzeczy można w nim znaleźć. Np mapy itp. cudaki z całkiem innej części globu.

Odnoszę nieodparte wrażenie, że nigdzie nie pojawiła się informacja gdzie nas poniesie. W skrócie, to co chcemy zrobić coś, co da się opisać tak: BZG-WAW-AMS-PEK-MNL-BBS-MNL-PPS-ENI-PPS-CEB-TAG-MNL-PEK-AMS-WAW-BZG.
W języku ludzkim, to lecimy do Pekinu przez Amsterdam, z Pekinu udajemy się na Filipiny, a konkretnie do Manili (same stolice, w sumie mieszka w nich 31 mln ludzi. Straszne.) Następnie mały wypadzik trekkingowy w góry: Batad - Banaue - Sagada i powrót do stolicy gdzie spotykamy się z resztą wycieczki :) . Aby się nam kości nie zastały śmigamy szybciutko na Palawan do Puerto Princesa. To jest jakieś 483 wyspy w lewo i w dół. Z lotniska gnamy do El Nido na byczenie się. Zanim zaczniemy się nudzić śmigamy na podziemną rzekę koło Puerto Princesa i zmieniamy wyspę na Bohol. Tak uczciwie to polecimy do Cebu na Cebu, a następnie wypróbujemy lokalny prom do Tagbilaranu na Bohol, żeby w efekcie zamieszkać na wysepce bez lotniska o nazwie Pangalo. W tym momencie styczeń powinien być już całkiem zaawansowany i nie pozostanie nam nic innego jak śmignąć do domu po drodze zatrzymując się na krócej lub dłużej w Manili, Pekinie i Amsterdamie.

Powiedzcie sami, czy po czymś takim nie należy się kilka dni wolnego na podratowanie zdrowia i złapanie oddechu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz