poniedziałek, 21 listopada 2022

Lacoste

Rano pełne zaskoczenie. Nie było jajecznicy. To znaczy nie było obowiązkowej jajecznicy. Można sobie było ponakładać różne dziwne rzeczy.
Ruszamy w góry Sierra Madre. Pierwszy nocleg mamy zaplanowany w San Cristobal – około 2200 m n.p.m. Ale pierwszy punkt programu to kanion Sumidero.

Kanion ma 1100 m w najwyższym punkcie tego 100 m pod wodą. Przyjechaliśmy, wskoczyliśmy do łódeczki 

i ruszyliśmy ile Bozia w dwóch potężnych Yamahach dała (nasza miała takiego samego krokodylka tylko była na 40 osób). Kanion jak to kanion ma pionowe ściany i trochę fajnych form skalno-roślinnych.




Ta zrobiła na mnie największe wrażenie. Ściekająca woda tworzy nawis wapienny, który porasta roślinkami. W naturze fajniejsze niż na zdjęciach.


Poza ty było kilka ptaszków. Czapla królewska

i pelikaniki.

Widziałem orła cień... (ale słabo wyszedł).

Co tam jeszcze. Małpiszony, które siedziały wysoko i  nawet z zoomem są nierozpoznawalne no i gwóźdź programu:

A właściwie dwa gwoździe.

Niestety nie wolno ich karmić, bo to park narodowy. A pokarmu była cała łódka…
Punkt drugi San Cristóbal de las Casas czyli kolonii ciąg dalszy. Jesteśmy już w górach Sierra Madre, dość wysoko i nie będę ukrywał, że się ciutkę ochłodziło. Miasteczko to, było do roku 1983 stolicą stanu Chiapas i jest przeurocze.











 Do tego ludność lokalna – Indianie Chamula – handlujący na placu przed katedrą i w ogóle wszędzie.




A teraz zagadka. Co kościotrup ma między nogami? Bo kilka szkieletów i czasek spotkaliśmy. 

Do niektórych kościółków udało się wejść. To jest wnętrze kościółka Dominikanów – z zewnątrz niedostępny fotograficznie.
Nawa główna:


i transept.

A to kościół Św. Franciszka za dnia i w nocy

oraz w środku.

Transport lokalny załatwiają takie oto wynalazki. Jeździ się na stojąco.

Odpowiedź na pytanie co kościotrup ma między nogami poniżej.

San Cristobal wyszło na prowadzenie w rankingu odwiedzonych miasteczek.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz